Fijołek: mieszkańcy są zmęczeni dzieleniem na różne „sorty”

Retoryka „podziałowa” jest nieakceptowana wśród obywateli. To jest jeden z wniosków, jedna z lekcji, którą z tego rzeszowskiego przykładu należy wyciągnąć, niezależnie od skali wyborów – mówi nam Konrad Fijołek, prezydent-elekt Rzeszowa. W niedzielę wygrał przedterminowe wybory w tym mieście, zdobywając w pierwszej turze 56,51 proc. głosów.

Publikacja: 14.06.2021 14:20

Konrad Fijołek został prezydentem Rzeszowa zdobywając w pierwszej rundzie 56,51 procent głosów

Konrad Fijołek został prezydentem Rzeszowa zdobywając w pierwszej rundzie 56,51 procent głosów

Foto: materiały prasowe

To była dla pana nerwowa noc? Ile godzin pan spał?

Tak. Spałem tylko dwie godziny. W tych okolicznościach – to i tak super.

O której dotarło do pana, że został prezydentem Rzeszowa już w pierwszej turze? Zaraz po wynikach exit poll, czy jednak później, już  po wynikach miejskiej komisji wyborczej?

Trochę później. Jestem socjologiem. Badania  exit poll są bardzo dobrze robione. Widząc sześciopunktową przewagę, przy zakładanym błędzie 3 proc. wiedziałem, że jest duża szansa na zwycięstwo w pierwszej turze.

Ale z tyłu głowy zostaje taka myśl, że exit poll to jednak badanie, a nie wyniki z komisji wyborczych. Zatem była odrobina niepewności.

Jednak kiedy wkrótce zaczęły spływać pierwsze wyniki z obwodowych komisji i było widać, że taki trend jak w exit pollu się zarysowuje, nabrałem przekonanie, że tak to się skończy.

CZYTAJ TAKŻE: „Ważna jest przestrzeń miejska i miejsca dla ludzi”

Zaskoczyły pana wyniki kontrkandydatów, zwłaszcza Marcina Warchoła, wspieranego przez byłego prezydenta Tadeusza Ferenca?

Mnie w zasadzie nic nie zaskoczyło. Spędzając tę kampanię wśród mieszkańców, cały czas na ulicach, pod sklepami, na spotkaniach, widziałem jakie jest ich nastawienie. Widziałem ogromny entuzjazm wśród mieszkańców jeśli chodzi o moją kandydaturę, nasz zespół, program i to co się wokół nas dzieje – ten pozytywny przekaz.

Mieszkańcy na to czekali. Na taki pozytywny przekaz, a nie ciągłe dzielenie i kłócenie. Na to, że jesteśmy autentyczni i wśród ludzi. Widziałem to poparcie dla nas, ale też widziałem i słuchałem co mówią mieszkańcy o kontrkandydatach.

Miałem już świadomość, że wiceminister sprawiedliwości nie został uznany przez rzeszowian za przekonującego i wiarygodnego. Spodziewałem się, że jego wynik nie będzie znaczący. Więc to mnie nie zaskoczyło.

""

materiały prasowe

regiony.rp.pl

A to, że prowadził on chyba najbardziej krytyczną wobec pana kampanię, zarzucając, że nic do tej pory nie zrobił pan dla miasta, czy to, że krytykuje pan PiS, a pracuje w Urzędzie Marszałkowskim, kierowanym przez PiS. To panu pomogło, czy zaszkodziło?

Myślę, że trochę pomogło. To kolejny książkowy przykład, dla tych wszystkich, którzy chcą w przyszłości prowadzić w Polsce kampanię – niezależnie czy samorządową, czy ogólnopolską, że przekaz wywołany na ciągłym podziale, dyskredytowaniu kogoś – prowadzi donikąd.

Dziś mieszkańcy są już bardzo zmęczeni dzieleniem na różne sorty, dzieleniem na taką, czy inną Polską, na taki czy inny Rzeszów, jak to robił pani minister.

Retoryka „podziałowa” jest nieakceptowana wśród obywateli. To jest jeden z wniosków, jedna z lekcji, którą z tego rzeszowskiego przykładu należy wyciągnąć, niezależnie od skali wyborów.

CZYTAJ TAKŻE: Chwedoruk: Największa zagadka w Rzeszowie dotyczy frekwencji

Dłuższa niż początkowo zakładano kampania wyborcza pomogła panu, czy raczej odwrotnie?

Paradoksalnie mi pomogła. Co prawda idea przekładania terminu wyborów w Rzeszowie nie była u podstaw czystą grą, bo termin przełożono bez wytłumaczenia mieszkańcom, kiedy będzie możliwe głosowanie – jeśli chodzi o wskaźniki epidemiologiczne.

Te wybory przełożono bez żadnego takiego komunikatu dla mieszkańców. To był pierwszy sygnał ich lekceważenia. Drugi – też całkiem niedobry, wręcz perfidny – to wyznaczenie terminy drugiej tury na pierwszy weekend wakacji, kiedy wiadomo, że większość rzeszowian, zwłaszcza w roku pandemicznym, chce wyjechać i odpocząć w wakacje z rodzinami, z dziećmi udręczonymi nauką zdalną.

Ktoś, kto to wymyślił, może chciał manipulować wynikami, a de facto mi pomógł, bo rzeszowianie bardzo źle to odebrali.

Po trzecie, ten dłuższy czas kampanii spowodował, że mieszkańcy Rzeszowa mieli więcej czasu na analizę, na przyjrzenie się programom i kandydatom. Na przyjrzenie się przekazom, na posłuchanie, kto jak buduje kampanię, kto jak buduje przekaz. Dzięki temu, mieli czas na podjęcie spokojnej racjonalnej decyzji. I dzięki temu paradoksalnie wygrałem już w pierwszej turze.

Wsparcie innych samorządowców dużo panu dało?

Bardzo pomogło. Rozmowa wśród samorządowców zawsze jest merytoryczna. Zaproszenia samorządowców, które wystosowałem do nich i które przyjęli i przyjechali do Rzeszowa, a potem dyskusja w mieście, były bardzo merytoryczne.

Tak jak w przypadku prezydenta Wrocławia o aquaparku czy polityce senioralnej. O uspokojeniu ruchu, czy odnawianiu centrum – z prezydent Łodzi, czy o komunikacji zrównoważonej i rowerowej z prezydentem Poznania, a o kulturze z prezydentem Lublina, czy o nowoczesnym mieście, jego „looku” – z prezydentem stolicy, a o nowym stadionie – z prezydentem Białegostoku.

To były takie samorządowe dyskusje, które mieszkańcy doceniają, bo były bardzo merytoryczne. A poza tym to było na pewno pokazanie, że wielkim polskim miastom i ich prezydentom zależy na Rzeszowie, zależy na tym, żeby Rzeszów grał w tej samej lidze, co one. To był dla Rzeszowa ważny sygnał, że jesteśmy w pierwszej lidzie polskich miast i powinniśmy nadal w niej grać.

CZYTAJ TAKŻE: Konrad Fijołek: Cała Polska patrzy, muszę bronić Rzeszowa

Wiadomo, kiedy może pan zostać zaprzysiężony na prezydenta?

Trwają rozmowy miedzy komisarzem, a przewodniczącym Rady Miasta Rzeszowa na kiedy ten termin wyznaczyć. Prawdopodobnie będzie to poniedziałek, bądź wtorek w przyszłym tygodniu.

Będzie pan współpracował z konkurentami, wojewodą Ewą Leniart czy wiceministrem sprawiedliwości? Myśli pan, że ta współpraca będzie się dobrze układać?

Oczywiście, że tak. Ja nastawiam się na taką współpracę. Podkreślam to, że będę prezydentem wszystkich rzeszowian. Do współpracy zapraszam wszystkich, którzy mają inne poglądy, czy inne wartości czy preferencje programowe.

Tak jak zapowiedziałem w ostatniej debacie przed wyborami, będę też sięgał do tych dobrych pomysłów, które pojawiły się w programach kontrkandydatów, bo na tym polega pewna mądrość.

Z jakich pomysłów kontrkandydatów chce pan skorzystać?

Np. z idei biletu, który zaprezentowała pani wojewoda. To jeden z przypadków, który warto rozważyć.

Jestem otwarty i do współpracy zapraszam kontrkandydatów. Będę ich prosił także o pomoc dla Rzeszowa, bo przecież pozostają oni na swoich funkcjach publicznych, rządowych, parlamentarnych, gdzie mają znakomitą okazję Rzeszów wspierać, zabiegać o nasze sprawy. Taką deklarację pomocy składałem i ją podtrzymuję i będę chciał realizować.

CZYTAJ TAKŻE: Kolej połączy Rzeszów z lotniskiem. Inwestycje za 300 mln zł

Każda ze wspierających pana partii, będzie miała swojego wiceprezydenta w Rzeszowie, czy tylko te największe?

Nie ma tutaj jakiejś reguły. Nikomu nic nie obiecywaliśmy. Natomiast będziemy chcieli dopasować kompetencje, bo to jest najważniejsze dzisiaj – do potrzeb miasta.

Jeśli formacje lub nasze rzeszowskie stowarzyszenia znajdą chętnych fachowców w swoim gronie, to oczywiście będziemy z nich korzystać w różnej formie. Także w formie wiceprezydentów. Ale na dziś nic nie jest ustalone.

A ilu będzie pan miał zastępców?

Na razie ustawa przewiduje, że będę miał trzech. Patrząc na to, jak dużo jest spraw w mieście, którymi trzeba się zająć, to na pewno taką trójkę będę chciał asygnować.

Które z zapowiedzi z kampanii, chce pan zrealizować w pierwszej kolejności? Miejski architekt i co jeszcze?

To są sprawy związane z przestrzenią publiczną. Miejski architekt, konsultacje społeczne w sprawie studium uwarunkowań kierunków zagospodarowania przestrzennego, tak byśmy mogli je uchwalić wiosną przyszłego roku.

Poza tym  wyznaczenie terenów pod zieleń, które będziemy chcieli pozyskiwać w mieście, i urządzać, tak by była ona dostępna dla mieszkańców, by mogli do takich terenów dotrzeć w ciągu 10 minut spaceru.

Czy wreszcie powołanie rady artystów i włączenie rzeszowskiego środowiska kulturalnego do kreowania polityki kulturalnej w mieście, a także  powołanie rzecznika tych grup społecznych, które są defaworyzowane – jak rzecznik niepełnosprawnych.

No i rzeszowskie osiedla, które w skali ogólnopolskiej mają mniejsze znaczenie, ale dla rzeszowian jednak mają znaczenie ogromne. Ruszymy z pierwszymi inwestycjami, które będą możliwe do wpisania do budżetu.

A która ze spraw jest najważniejsza dla pana w tej krótkiej, bo niespełna 2,5-letniej kadencji?

Najważniejsza jest polityka związana ze zrównoważonym rozwojem obszarów zielonych, tego co po pandemii okazało się kluczowe.

Musimy mieć miejsca w mieście, gdzie mieszkańcy znajdą wytchnienie, będą budować wzajemne relacje, spotykać się rozmawiać, poznawać  integrować, bo potem się okazuje, jak nas zamknie, ta czy inna pandemia, ze my wzajemnie się nie znamy, nie wiemy kto komu może pomóc, kto gdzie z kim mieszka.

Na nowych osiedlach często się mieszkańcy nie za dobrze znają. To jest zadanie nowoczesnego miasta, które pilnie musimy robić, aby stać się jak to się mówi w europejskich miastach – bardziej odpornymi na to, co może  nas spotkać.

To była dla pana nerwowa noc? Ile godzin pan spał?

Tak. Spałem tylko dwie godziny. W tych okolicznościach – to i tak super.

Pozostało 98% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Dyskusje
Jerzy Buzek: Zohydzanie Polakom Zielonego Ładu to cynizm
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy