Z jednej strony można powiedzieć, że wybory parlamentarne 15 października 2023 r. zwiastowały swoiste „nowe otwarcie”, jeśli chodzi o samorządy, zwłaszcza w kontekście zmian w systemie finansowania. Z drugiej jednak kalendarz – przesunięcie wyborów samorządowych dokonane przez PiS – sprawił, że tegoroczna kampania samorządowa znalazła się w cieniu procesu zmiany władzy.
To zaś miało i ma określone konsekwencje. Komisje śledcze, zmiany w spółkach Skarbu Państwa i mediach publicznych, debaty w Sejmie – to wszystko zabrało tlen sprawom samorządowym. Co oczywiście nie znaczy, że wybory lokalne – zwłaszcza w takich miastach jak Kraków – nie toczą się z dużą intensywnością. Ale przyciągają dużo mniej uwagi niż analogiczna kampania w 2018 roku.
Kampania instrumentalna. Trzecia Droga stawia na sprawy gospodarcze
Najważniejsza decyzja, jaka zapadła w trakcie ostatnich miesięcy – której znaczenie być może wykracza znacznie poza kończącą się kampanię samorządową – dotyczyła konfiguracji, w której koalicja rządząca idzie do tych wyborów. Lewica liczyła na sojusz w sejmikach z Koalicją Obywatelską. Jednak lider PO Donald Tusk podjął ostatecznie decyzję, że do takiego sojuszu nie dojdzie, a Koalicja Obywatelska do wyborów pójdzie samodzielnie. Wywołało to konsternację u części polityków Lewicy.
Najczęściej wymieniany w kuluarach powód? Tusk gra o samodzielne zwycięstwo KO z PiS na poziomie sejmików, pierwsze takie od dziesięciu lat (czyli od kampanii europejskiej w 2014 r.). Dlatego nie doszło ostatecznie do powstania wspólnych list z Lewicą w sejmikach. W tym sensie kampania samorządowa stała się dla Tuska środkiem do realizacji politycznego celu: zdobycia swego rodzaju psychologicznej przewagi nad PiS, nabrania impetu na kolejne wybory, europejskie i prezydenckie.
Czytaj więcej
Najmłodszy kandydat na urząd wójta, burmistrza lub prezydenta miasta ma 24 lata, najstarszy – 80 lat. Ponad 80 proc. kandydatów ma wyższe wykształcenie, a czterech naukowy tytuł doktora.