Ludzkość miała być mądra. A tu taki tragiczny zakręt historii

Jestem z pokolenia, któremu dziadkowie opowiadali o wojnie. W życiu bym nie przypuszczał, że będę miał niedaleko swojego miasta konwencjonalną wojnę – mówi Konrad Fijołek, prezydent Rzeszowa.

Publikacja: 27.02.2022 22:34

Ludzkość miała być mądra. A tu taki tragiczny zakręt historii

Foto: mat.pras.

Panie prezydencie, w czwartek napłynęły z Ukrainy straszne informacje: Rosja rozpoczęła wojnę. Władimir Putin ogłosił, że Rosja przeprowadza „specjalną operację wojskową” w Donbasie. Jak na takie informacje zareagowano w Rzeszowie?

To jest straszny szok, kiedy słyszymy, że bomby spadają na nasze partnerskie miasta, z którymi normalnie współpracowaliśmy – jak Łuck, jak Iwano-Frankowsk, jak Lwów. Już nawet nie mówię o wschodzie Ukrainy. Informacje z czwartkowego poranka to był szok i niedowierzanie.

Z iloma miastami z Ukrainy Rzeszów ma podpisaną umowę o partnerstwie?

Mamy cztery takie umowy. Te trzy duże, które wcześniej wymieniłem, i Truskawiec – mniejsze, bardziej wypoczynkowe miasto.

Ta współpraca jest wieloletnia. Realizujemy wiele wspólnych projektów, mamy wiele relacji. I to jest szok – że w 2022 roku, w XXI wieku, jest tam jakaś koszmarna wojna, z bombami, z czołgami. Katastrofa.

Kiedy pan po raz ostatni rozmawiał z burmistrzami miast ukraińskich?

Nie tak dawno. Delegacje z tych miast były niedawno w Rzeszowie. Ta relacja jest cały czas podtrzymywana. Albo my wyjeżdżamy do nich, albo oni przyjeżdżają do nas. Tych spotkań było sporo. Myśleliśmy o kolejnych, wspólnych projektach.

Czy te miasta partnerskie występowały do Rzeszowa z apelem o pomoc np. humanitarną? Czy Rzeszów sam zareaguje – patrząc na to, co się dzieje na Ukrainie?

Już w czwartek miałem wideokonferencję z merem Lwowa. Opisał nam sytuację w mieście i nastroje mieszkańców. Zwrócił się do nas z prośbą o konkretną pomoc. Chodzi głównie o  materace, śpiwory, koce, środki higieny osobistej, wodę, żywność, baterie, latarki, świece, środki medyczne i opatrunkowe, generatory prądu i odzież. Z podobną prośbą wystąpiły do nas władze Iwano-Frankiwska.

Od piątku Urząd Miasta Rzeszowa uruchomił infolinię, skierowaną do mieszkańców Rzeszowa, w tym szczególnie pochodzących z Ukrainy, i obywateli Ukrainy.

W godzinach 8–20, także w weekend, pod numerem telefonu 17 788 99 00 będzie można uzyskać wszelkie informacje na temat aktualnej sytuacji na Ukrainie oraz w Polsce, a także – gdzie i jak poszukiwać pomocy. Przy telefonach będą dyżurować konsultanci rozmawiający w językach polskim, ukraińskim i angielskim.

Miasto przygotowuje także punkty pomocy dla Ukraińców, którzy do Rzeszowa przyjadą koleją lub transportem zbiorowym. Zostanie on zorganizowany w rejonie dworca PKP.

Rzeszów przygotowuje się na falę uchodźców, która może dotrzeć do miasta z Ukrainy?

Przygotowujemy się. Wcześniej te przygotowania były nieoficjalne. Do tej pory służby państwowe mówiły i liczyły, że uda się sytuację na Ukrainie w sposób dyplomatyczny rozwiązać.

Do tej pory myśleliśmy, że uchodźców – może – nie będzie dużo. Do tej pory nasze państwo działało kanałami dyplomatycznymi. A teraz pewnie – jako samorządy – będziemy niezbędni.

My się do tego przygotowywaliśmy. Zarówno pod względem ewentualnego użyczenia autobusów do transportu, ale też do konieczności lokowania ewentualnych przybywających uchodźców.

Mamy pierwsze wytypowane miejsca i działania, które będziemy koordynować z rządem, bo on będzie takie sprawy nadzorował.

Dużo takich miejsc dla uciekających przed wojną przygotowano w Rzeszowie?

Przygotowujemy się do tego. Podkarpacie ma być wprawdzie tzw. województwem recepcyjnym i tranzytowym, ale musimy się liczyć z tym, że dużo osób może pozostać w Rzeszowie, bo mają tu swoje rodziny. Musimy dla nich właśnie znaleźć miejsce.

A ile ich może być?

Wszystko zależy od tego, jaka będzie fala uchodźców. Ale jesteśmy w stanie przyjąć sporą grupę. W tysiącach – jak zapewne trzeba się spodziewać.

Kiedy spodziewa się pan pierwszych uchodźców w Rzeszowie?

Już mamy kilkadziesiąt takich osób, które przyjechały do nas w czwartek wieczorem pociągami. Znaleźliśmy dla nich miejsca noclegowe na czas przed przetransportowaniem w inne regiony Polski.

A ilu Ukraińców już wcześniej mieszkało w Rzeszowie?

Szacujemy, że ok. czterech tysięcy. To są obywatele Ukrainy zameldowani w naszym mieście. Studenci, pracownicy. Ta liczba nie obejmuje tych, którzy przyjeżdżają do nas na krótki okres.

Czy w ostatnich dniach więcej Ukraińców chce zalegalizować swój pobyt w Rzeszowie? Więcej ich widać w Wydziale ds. Cudzoziemców Urzędu Wojewódzkiego? Czy nie ma pan takiej wiedzy?

Ja tej wiedzy nie mam, bo za to odpowiada Urząd Wojewódzki. Nie przekazywano nam informacji w tej sprawie. Musiałbym sprawdzić. Myślę, że u nas nie było nadzwyczajnych ruchów, bo Rzeszów – to inna specyfika miasta niż np. Warszawa. Inna skala.

Jak przyjeżdżali do nas Ukraińcy, to zgłaszali swój pobyt. Oczywiście, jest część osób, które przyjeżdżały sezonowo – na krótki czas. I pewnie te osoby będą teraz próbowały przedłużać pobyt albo go zgłaszać.

Niemal co chwila w Jasionce pod Rzeszowem lądowały samoloty amerykańskiej armii. Jak na nie – i amerykańską armię – reagują mieszkańcy? Widzą w nich obrońców czy znak nadchodzącej wojny?

Znam odczucia sprzed czwartku. Już wcześniej, jak się pojawiali żołnierze, to z jednej strony był w nas niepokój, że skoro jest tu amerykańska armia, to jest sytuacja nadzwyczajna. Zwłaszcza że nasze centrum kongresowe w Jasionce jest zamieniane na centrum wojskowe. Jest to taka sytuacja, która świadczy, że to coś nadzwyczajnego, coś niedobrego, a wojna może być gdzieś blisko.

To było takie uczucie niepokoju. Ale z drugiej strony mamy też poczucie bezpieczeństwa, które dają nam te wojska, bo przecież ta wojna może być za chwilę bardzo blisko nas. Za chwilę działania wojenne mogą się toczyć 90 km od Rzeszowa, czy 10 km od Medyki.

I tam mogą za chwilę stać wojska rosyjskie: wojska agresywne, prowokujące, które są poza jakąkolwiek cywilizacyjną kontrolą. Tak się działo wszędzie, gdzie armia rosyjska była wcześniej. To jest szok. Więc te amerykańskie wojska dają nam także poczucie bezpieczeństwa.

Do tej pory myślałem, że fajnie, że są, ale liczyłem, że zostaną nie ze względu na wojnę, tylko trwałe poczucie naszego bezpieczeństwa. Jednak teraz to jest szok.

Jestem z pokolenia 45-latków, którym to dziadkowie opowiadali o wojnie. W życiu bym nie przypuszczał, że będę miał niedaleko swojego miasta konwencjonalną wojnę w stylu, w którym już miało jej nie być nigdy więcej – bo ludzkość miała być mądra. A tu tragiczny zakręt historii. To jest szok.

Zwykli ludzie może są mądrzy, ale ich przywódcy – niekoniecznie.

No tak. Tyle że chodzi o ten naród, o którym myśleliśmy, że będziemy odbudowywać z nim relacje, bo gościliśmy u siebie ambasadora rosyjskiego, szukaliśmy miasta partnerskiego w Rosji i wydawało się, że wracamy na normalne tory.

Wydawało się, że jest to naród, który szanujemy, który jest mądry, który ma wielki dorobek kulturalny, cywilizacyjny. I nagle pozwala on sobie, żeby kierował nim człowiek, który funduje wszystkim wojnę. Szok.

A z innej beczki: kilka dni temu przedstawiciele m.in. Unii Metropolii Polskich czy Związku Miast Polskich rozmawiali z prezydentem w sprawie lex Czarnek. Myśli pan, że uda się zawetować tę ustawę?

Z naszego – samorządów – punktu widzenia liczylibyśmy na weto prezydenta. Już wystarczy eksperymentów w edukacji. Tam jest potrzebna stabilizacja. Powinno się pozwolić samorządom na to, żeby nadal za nią odpowiadały, żeby cywilizowały edukację. Unowocześniały ją i dostosowywały do lokalnego rynku pracy, lokalnych specyfik.

To najlepiej robi samorząd. On najlepiej czuje edukację, bo jeśli nie – to scentralizujemy system nauczania. Już to kiedyś było. A przecież każda centralizacja, a zwłaszcza w tak wrażliwym obszarze, jak edukacja, to nie jest dobre rozwiązanie. Scentralizowane powinno być zarządzanie bezpieczeństwem, ale nie edukacja, która jest wrażliwą i dziś bardzo istotną dziedziną życia.

Ponad rok temu Tadeusz Ferenc zrezygnował z urzędu prezydenta Rzeszowa. Pan rządzi miastem niemal dziewięć miesięcy. Ferenc słynął z pozyskiwania pieniędzy dla miasta z różnych źródeł. A jak jest dziś? Wiadomo, że sytuacja jest inna niż rok czy dziesięć lat temu.

Oczywiście, sytuacja jest inna, ale środki pozyskujemy nadal: od tych twardych, inwestycyjnych, po te miękkie, związane z działaniami społecznymi, edukacją, pomocą osobom niepełnosprawnym. Ciągle pozyskujemy. Teraz jest trudniej, bo dochody i budżety miast zmalały.

Jak wygląda aktualna sytuacja finansowa Rzeszowa? Polski Ład bardzo uderzył w dochody miasta?

Powiem szczerze: jest ciężko, bo musieliśmy niedawno zapłacić 12 mln wyższych odsetek od wcześniejszych zobowiązań, w konsekwencji wzrostu stóp procentowych. Musieliśmy wydać kolejne miliony, bo rosną koszty energii elektrycznej i więcej płacimy choćby za oświetlenie ulic. Gdy otwieramy kolejne rachunki za prąd czy gaz, w szkołach czy w innych instytucjach publicznych, to stają nam włosy na głowie. Te rachunki są kilkakrotnie wyższe. To jest dramat i poważny niepokój, bo dochody miasta są niższe, bo obniżono nasz udział w podatkach.

Mieszkańcy już odczuli jakieś podwyżki czy takie decyzje miasta są dopiero przed nimi?

Niestety, Rada Miasta Rzeszowa już takie decyzje podjęła. Jest sporo podwyższonych opłat za różne usługi publiczne, a nie wiadomo, czy to koniec. Widzimy, jak rosną koszty w szkołach, w przedszkolach, w żłobkach – więc nie wiem, czy to już koniec podwyżek dla mieszkańców.

A co już podrożało w Rzeszowie?

Podnieśliśmy już ceny biletów MPK, czyli autobusów. To była trudna decyzja, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Było też sporo innych, drobniejszych podwyżek dla mieszkańców.

A co jeszcze?

MPK, parkowanie. Śmieci jeszcze nie, bo nie było takiej potrzeby, ale też już jesteśmy na granicy wytrzymałości. Ale jeśli jeszcze nie podnieśliśmy jakichś opłat, to za chwilę będziemy do tego zmuszeni. Sytuacja jest naprawdę trudna.

Pana poprzednik powiększał obszar Rzeszowa kosztem sąsiednich wsi. Pan też będzie sięgać po takie rozwiązania?

Ja od tego odszedłem. Koncentrujemy się na integracji przejętych terenów z miastem, na ich urbanizowaniu, na uporządkowaniu procesu urbanizacji – bo on był spontaniczny.

Przeznaczamy niemałe środki, żeby realizować tam kolejne inwestycje i integrować te obszary z miastem.

Panie prezydencie, w czwartek napłynęły z Ukrainy straszne informacje: Rosja rozpoczęła wojnę. Władimir Putin ogłosił, że Rosja przeprowadza „specjalną operację wojskową” w Donbasie. Jak na takie informacje zareagowano w Rzeszowie?

To jest straszny szok, kiedy słyszymy, że bomby spadają na nasze partnerskie miasta, z którymi normalnie współpracowaliśmy – jak Łuck, jak Iwano-Frankowsk, jak Lwów. Już nawet nie mówię o wschodzie Ukrainy. Informacje z czwartkowego poranka to był szok i niedowierzanie.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Okiem samorządowca
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy: Ten rząd traktuje samorządy po partnersku
Okiem samorządowca
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni: To była najtrudniejsza kadencja
Okiem samorządowca
Tadeusz Truskolaski: Pieniądze unijne to środki na inwestycje, a nie na konsumpcję
Okiem samorządowca
Prezydent Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz: Z pokorą podchodzę do wyborów
Okiem samorządowca
Hanna Zdanowska: Nie chcemy sięgać głębiej do kieszeni mieszkańców