Greenpeace chce ustanowienia na Odrze nowego Parku Narodowego Dolnej Odry. Organizacja zbiera podpisy pod petycją – cenną, choć jej znaczenie jest w obecnym stanie prawnym jedynie symboliczne, bo w Polsce od 20 lat nie powstał żaden park narodowy. Dzięki przepisom skutecznie blokują to lokalne gminy, którym to się nie opłaca. Pomysł stworzenia parku narodowego działa jednak jak symbol tego, że do świadomości publicznej przedarł się katastrofalny stan polskich rzek i ich systemowe zaniedbanie przez państwo. Dowodem minimalnego zaangażowania państwa w ochronę środowiska jest tempo reakcji – z Odry zdążono już wyłowić ponad 100 ton ryb i od pierwszych sygnałów o ogromnej skali zatrucia rzeki minęło 17 dni, zanim rząd zdecydował się wysłać alarm RCB ostrzegający przed zbliżaniem się do wody.
Odra nie była ostatnia
Po katastrofie informacyjnej związanej z zatruciem Odry rząd uruchomił portal na ten temat, który płynnie przeszedł do informowania o zatruciu kolejnych wód – bo Odra, niestety, nie była ostatnia, a algi przeniosły się na Śląsk.
„Badania laboratorium Uniwersytetu Gdańskiego potwierdziły obecność ichtiotoksyn wytwarzanych przez Prymnesium parvum w wodzie Kanału Gliwickiego” – informuje komunikat na portalu. Od początku września służby wyłowiły już tam ponad 5 ton padłych ryb. Do poniedziałku 19 września nie wolno w żaden sposób korzystać z wód III sekcji Kanału Gliwickiego. Tym razem już nie zaangażowano wolontariuszy, ryby usuwali pracownicy Wód Polskich, strażacy PSP oraz Straż Rybacka. Pozostali mieszkańcy muszą się dla swojego dobra trzymać z daleka, wojewodowie ze Śląska i Opolszczyzny zgodnie zakazali wchodzenia do wody i jej picia, łowienia i spożywania ryb, pojenia zwierząt, uprawiania sportów wodnych.
A to tylko wierzchołek góry ekologicznych skandali. Paradoksalnie Odrze swój ratunek zawdzięcza przyroda w Bieszczadach. Gdy cała Polska żyła w sierpniu śnięciem ryb na Odrze, jeden z przyrodników Inicjatywy Dzikie Karpaty zrobił zdjęcia, jak ośrodek wczasowy Arłamów w Bieszczadach wypuszcza nieoczyszczone ścieki bezpośrednio do potoku tuż przy rezerwacie Turnica. Jego hotelowa oczyszczalnia ścieków nie radziła sobie przy pełnym obłożeniu, co było znanym wcześniej faktem. Na fali powszechnego oburzenia wywołanego zatruciem Odry i ślamazarnością rządu, instytucje zareagowały szybko, a hotel został zmuszony do wywożenia ścieków beczkowozami.
– Dzięki skandalowi z zatruciem Odry okazało się, że inspektorzy z WIOŚ potrafią przyjechać na miejsce zrzutu ścieków nawet w niedzielę (14 sierpnia) i ponownie wrócić w świąteczny poniedziałek 15 sierpnia – ironizuje Antoni Kostka, koordynator działań Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze w Przemyślu, a poza tym doktor geologii i przedsiębiorca. – Uaktywnili się przy tym alarmie i zadziałali tak, jak powinni działać zawsze, czyli natychmiast. Wypuszczanie ścieków do rezerwatu przez ośrodek w Arłamowie to ani mniejsza, ani większa sprawa niż setki innych w Polsce, ale jednocześnie to świetny przykład na to, jak katastrofa na Odrze wpłynęła na nagłą niezwykłą skuteczność służb – mówi Kostka. Ironii tej historii dodaje fakt, że chodzi o hotel Arłamów, który powstał na bazie dawnego rządowego ośrodka, mekki polowań dygnitarzy PRL, nazywany za komuny „państwem arłamowskim”, oraz miejsce internowania Lecha Wałęsy.