Takie zakusy ma tylko rząd PiS czy każdy rząd?
W zasadzie każdy, w mniejszym czy większym stopniu.
Patrząc z perspektywy 30 lat – wszystko się z tym samorządem udało?
Co do zasady uważam, że to była najlepsza reforma, ale trzeba przyznać, że nie wszystko działa idealnie. Na przykład wprowadzenie bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów, prezydentów w 1998 r. okazało się moim zdaniem kontrproduktywne, ponieważ skupiło władzę w ręku jednostki, z wyraźnym pominięciem roli rady. Rady zostały zmarginalizowane, a to one miały być tą zasadniczą strukturą, która kolegialnie podejmuje decyzje o rozwoju i inne. Ten model został „zlikwidowany” pod hasłem, że władza gminy czy miasta jest mało stabilna, jeśli jest wybierana przez radę. Ale popatrzmy na powiaty czy województwa. Starostowie i marszałkowie są bardzo stabilni, a są wybierani przez radę czy sejmik.
Rzadko można się spotkać z krytyką wyborów bezpośrednich.
Bo partie polityczne są największymi zwolennikami tego rozwiązania. Bo politycznie łatwiej zapanować nad tym jednym funkcjonariuszem, który może być mniej lub bardziej popierany przez partię, niż nad całą radą. Zarówno ja, jak też prof. Regulski i prof. Kulesza ostrzegaliśmy w Sejmie, że to błąd, że idziemy w kierunku modelu władzy silnej jednostki. Wtedy nikt nas nie słuchał, ale dziś mamy całą masę raportów, że to się bardzo niekorzystnie odbiło na samorządności.
rp.pl
Foto: regiony.rp.pl
Widzi pan inne mankamenty czy problemy narosłe przez te 30 lat?
Można by długo wymieniać, ale wydaje mi się, że jednym z ważniejszych jest kwestia zagospodarowania przestrzennego. Z tym jest tragicznie, mamy chaos zabudowy, nieracjonalne plany zagospodarowania, które rodzą ogromne koszty itp. I rzecz, która mnie zdumiewana, to fakt, że do dziś o kształcie rozwoju polskich miast decyduje tzw. WZiZT, czyli decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. To jest moim zdaniem korupcjogenne. Nie chcę powiedzieć, że za każdym wydaniem takiej decyzji stoi korupcja, ale cały system jest obarczony takim ryzykiem.
Poza tym, co często podnoszą sami samorządowcy, mamy do czynienia z brakiem adekwatnego finansowania i ograniczania samodzielności w wykonywaniu zadań, czego najwyraźniejszym przykładem jest oświata.
Pana zdaniem potrzebny jest kolejny etap reformy samorządowej?
Jest potrzebny. Ale broń Boże nie wolno tego robić ad hoc, na zasadzie jakichś cząstkowych, punktowych rozwiązań. Trzeba mieć świadomość całości i dobrze przygotować taką kompleksową reformę. W Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej pracujmy nad takim projektem.