Jakub Mazur, zastępca prezydenta Wrocławia: Wolimy, żeby zalany był park, niż żeby zalane były domy

Wrocław odrobił lekcję z 1997 roku, gdy pod wodą mieliśmy przeszło 30 proc. miasta. Od tamtej pory za pieniądze rządowe, unijne, ale też samorządowe wrocławski węzeł wodny został gruntownie zmodernizowany – mówi Jakub Mazur, zastępca prezydenta Wrocławia.

Publikacja: 22.09.2024 20:52

Wiceprezydent Wrocławia Jakub Mazur wraz z wizytującą miasto szefową KE Ursulą von der Leyen

Wiceprezydent Wrocławia Jakub Mazur wraz z wizytującą miasto szefową KE Ursulą von der Leyen

Foto: mat. pras.

W ostatnich dniach to chyba noc ze środy na czwartek musiała być dla pana najtrudniejsza, podobnie jak dla wszystkich mieszkańców Wrocławia. Co się wówczas działo?

To rzeczywiście była trudna noc. Czwarta z rzędu. Nie tylko ja, ale też prezydent Wrocławia Jacek Sutryk, nie spaliśmy przez cztery kolejne noce.

Prezydent był aktywny i obecny na wałach, szczególnie ze środy na czwartek. Wtedy spodziewaliśmy się tej największej kulminacyjnej fali, która swoim czołem miała zaznaczyć stan wody na najbliższe dni.

W czwartek od rana pilnowaliśmy, jakie potencjalne spustoszenia i ryzyka pojawią się wzdłuż koryta. Nie tylko Odry, ale też innych rzek czy innych zbiorników wodnych. Niektóre z nich są oddalone od miasta o ponad 100 kilometrów, ale mają wpływ na poziom wody u nas.

Ta woda przeszła. Stoję właśnie nad Odrą. Przyznam, że dawno nie widziałem, nawet nie pamiętam, jak wygląda tak wysoki stan wody.

Chyba jednak w 1997 roku był on wyższy podczas tzw. powodzi stulecia?

Wtedy woda była zdecydowanie wyższa, tylko to było 27 lat temu. W tych głównych korytach Odry, które ponad 100 lat temu były utwardzane, ten stan wody nadal jest wysoki. Jednak to wciąż kilka metrów zapasu: dwa, trzy, w zależności od miejsca nawet więcej. Dla osoby nieobeznanej to może wyglądać dramatycznie.

Ale przecież przesiąknięcia wałów też mogą być groźne...

Dokładnie tak. Im dłużej pracują, tym bardziej nasiąkają. Ich stan jest przedmiotem naszej dużej troski. Wały wymagają nieustannej obserwacji. Tym bardziej że fala kulminacyjna przechodzi przez miasto przez kilka dni. Na co dzień chodzimy po wałach, jeździmy po nich rowerem, podziwiamy widoki natury, ale dopóki nie zostaną one poddane próbie, nie mamy 100-procentowej pewności, czy są szczelne i odporne.

Trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć, że są też rozlewiska, czyli tereny, które są wręcz przewidziane do zalania, oby jak najrzadziej.

Mieszkańcy się niepokoją i często mówią, że zalało im osiedle, a to jest właśnie kontrolowane kierowanie wody na określone tereny, zamiast jej spiętrzania, bo ono nie wszędzie ma sens. Wolimy, żeby był zalany park czy jakaś przestrzeń pozbawiona infrastruktury o dużej wartości, niż żeby były zalane domy.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Jarosław Kaczyński: PiS nie krytykuje. Skupia się na pomocy i podpowiada

Wrocław realizuje scenariusz sześciu działań przeciwpowodziowych. Co zakłada ten najgorszy?

W ubiegłym tygodniu podjęliśmy decyzję o przyjęciu scenariusza, który zakładał powyżej 660 centymetrów wody w Odrze. To więcej, niż wskazywały symulacje – przygotowywaliśmy się na wszelki wypadek. Tymczasem w piątek rano było 640 cm, a pojawiały się nawet głosy, że Odra nie będzie aż tak wysoka. Okazało się, że byliśmy bardzo blisko tego, co się rzeczywiście wydarzyło.

W tej chwili na Dolnym Śląsku jest 20 tysięcy żołnierzy, z czego w samym Wrocławiu – 6 tysięcy

Jakub Mazur, zastępca prezydenta Wrocławia

Ten przyjęty przez nas scenariusz zakładał umocnienia na wodę o wysokości nawet około siedmiu metrów mierzonych na wlocie do Wrocławia, na stacji pomiarowej Trestno. Takie założenia wymagały wzmocnienia kluczowych elementów systemu.

Musieliśmy zabezpieczyć infrastrukturę krytyczną. Nie tylko szpitale, ale też dostawę wody, energii elektrycznej czy ciepła.

W tej chwili na Dolnym Śląsku jest 20 tysięcy żołnierzy, z czego w samym Wrocławiu – 6 tysięcy. Przebywa bardzo wielu strażaków i policjantów. Działa nasza straż miejska, WOPR i inne służby. Oni wszyscy pracują tak, jakbyśmy faktycznie mieli tych siedem metrów wody. Jesteśmy zaangażowani w największym stopniu.

We Wrocławiu także było takie pospolite ruszenie w obronie wałów, jak choćby w Nysie? Czy nie było takiej potrzeby, bo wystarczały służby ściągnięte na miejsce?

W takich wypadkach zawsze musi być zaangażowanie mieszkańców. Wszystkie ręce na pokład. Oczywiście widoczne jest też aktywne działanie ze strony państwa. Premier Donald Tusk jest u nas już kolejny dzień.

Proszę pamiętać, że 27 lat temu mieliśmy tu powódź stulecia. Ta powódź nauczyła nas zaangażowania, solidarności. Teraz wiele wrocławianek i wrocławian chce być na tych wałach.

Monitorują, obserwują. Na Marszowicach, na Stabłowicach, na tych odcinkach, które były najbardziej zagrożone wylaniem rzeki Bystrzycy, tworzyli brygady, które broniły wałów.

Czytaj więcej

Tusk otrzymał wiadomość na Instagramie. Prosi Sutryka o wyjaśnienia

Czasami reagują na wyrost. To jest zrozumiałe w sytuacji zagrożenia – bronią swojego mienia. Czasami właśnie dostrzegają te miejsca, które wymagają interwencji, a których jeszcze służby nie zdążyły zabezpieczyć. To wszystko działa.

We wtorek prezydent Wrocławia Jacek Sutryk mówił, że pękło obwałowanie zbiornika Mietków i konieczna jest szybka ewakuacja ludzi. Później premier Donald Tusk to prostował. Dlaczego tak różne i sprzeczne informacje idą w przestrzeń publiczną?

Gdyby to była prawda, musielibyśmy naprawdę bardzo szybko ewakuować dużą liczbę ludności. Na szczęście, dzięki temu, że na posiedzeniu sztabu mieliśmy wielu komendantów służb, można było szybko wspólnie z prezydentem i z wojewodą ustalić, jaki jest stan faktyczny. Nawet znakomici fachowcy miewają błędny pierwszy osąd sytuacji. Dzięki współpracy między służbami cywilnymi i mundurowymi udało się szybko zdementować tę informację.

W środę ratownicy WOPR, którzy przyjechali pomóc we Wrocławiu, odsypiali noc, a w tym czasie ich okradziono. Dlaczego pana zdaniem dochodzi do takich sytuacji?

Pewien promil ludzi wykorzystuje sytuację. To zwykła głupota ludzka, bo inaczej nie mogę tego nazwać.

Premier Donald Tusk w czwartek bardzo mocno zaznaczył, że takie sytuacje będą wypalane gorącym żelazem. Bardzo na to zwracamy uwagę. Współpracujemy z policją. Mamy na bieżąco informacje, czy dochodzi do tego typu wypadków. Nie mamy innych zgłoszeń.

Jak wygląda w tych dniach życie w takim mieście jak Wrocław? Mosty są otwarte, komunikacja działa normalnie, dzieci chodzą do szkół czy jednak wprowadzono pewne ograniczenia?

Ograniczenia w skali całego miasta są minimalne. Kilka mostów zostało zamkniętych ze względu na konieczność zapewnienia sprawnego dojazdu służb. Także niektóre drogi zostały wyłączone z ruchu. To są pojedyncze przypadki.

Zdecydowana większość infrastruktury działa. Transport publiczny funkcjonuje, choć niektóre linie autobusowe musiały zostać skrócone lub zmienić trasy. Nie zamknęliśmy szkół, żłobków, instytucji publicznych.

Jesteśmy otwarci. Informujemy o wszystkim mieszkańców. Bardzo wielu urzędników pracuje w trybie 24-godzinnym. Informujemy i uspokajamy mieszkańców. Ten przepływ wiadomości działa w obie strony.

Ludzie zgłaszają np., że gdzieś widzą pojawiającą się wodę, że być może wał przecieka. W takich momentach błyskawicznie pojawiają się służby, worki z piachem. Trwa zabezpieczenie takich miejsc.

W czwartek we Wrocławiu odbył się szczyt powodziowy. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała pięć miliardów euro ze środków unijnych jako pomoc dla Polski. Do Wrocławia raczej te środki nie trafią, bo w mieście nie ma takich zniszczeń z powodu powodzi...

Mam wielki szacunek dla premiera Donalda Tuska, że w ciągu 30 godzin udało mu się zorganizować sztab na poziomie europejskim. Do Wrocławia przyjechało czterech szefów rządów (Polski, Czech, Słowacji, Austrii) oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej.

Podczas tego szczytu pojawiła się kwota ponad 10 mld euro z Funduszu Spójności, z czego ponad pięć miliardów zostanie przeznaczonych dla Polski. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się informacje, w jaki sposób i kiedy te środki będą uruchomione.

Wrocław jest hubem, który zbiera pomoc dla tych mniejszych, bardziej poszkodowanych samorządów. To jest niezwykle ważne, bo w wielu miejscach na południe od naszego miasta nie ma prądu, gazu, infrastruktury krytycznej. Z Wrocławia codziennie wyjeżdżają tony różnych rzeczy do miejscowości poszkodowanych przez powódź.

Czy skorzystamy z pieniędzy? Miałem przyjemność rozmawiać z przewodniczącą Komisji Europejskiej. Sama zaczęła temat, że „pewnie potrzebujecie teraz pieniędzy, żeby odbudować to, co zostało zniszczone, żeby się wzmocnić i pomóc innym, sąsiednim samorządom”. Mówiła to, stojąc na wale na Marszowicach. Przytaknąłem. Powiedziała, że te pieniądze znajdą się dla wszystkich – 5 miliardów euro. A do tego dojdą środki, które premier już zabezpieczył. Dwa miliardy złotych. To są duże pieniądze.

Ale straty niektórych samorządów już są szacowane na miliardy złotych...

Ma pani rację. Patrząc na Lądek-Zdrój, na Stronie Śląskie czy na Kłodzko, widzimy, że tych potrzeb będzie wiele. Tam liczba uszkodzonych budynków, infrastruktury krytycznej, jest naprawdę bardzo duża.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Sondaż: Jaką ocenę wystawiają Polacy rządowi Donalda Tuska?

Wierzę w nasz rząd, wierzę w przekierowanie funduszy, również europejskich, bo tych 5 miliardów to jest tylko ułamek z Funduszu Spójności.

Proszę zwrócić uwagę, że to jest przekierowanie tych pieniędzy, które i tak były przeznaczone dla Polski. Ich uruchomienie się opóźniało po przestoju wynikającym z pewnych decyzji poprzedniej ekipy rządzącej.

Mieliśmy powódź w 1997 roku. Mieliśmy w 2010 roku, choć już znacznie mniejszą, niż ta pierwsza. Uczymy się na tych doświadczeniach. Można powiedzieć, że postawa obywateli i służb pokazuje, że w bardzo krótkim czasie jesteśmy w stanie przeciwdziałać najgroźniejszym skutkom powodzi.

Piątkowa „Rzeczpospolita" doniosła, że samorządy nie brały pod uwagę zastrzeżeń Wód Polskich co do zagospodarowania terenów zalewowych i budowano na nich domy, We Wrocławiu też tak było?

Bardzo trudno mi się odnieść do innych samorządów.

Dlatego pytam tylko o Wrocław...

Nie popełniliśmy tego typu błędów. Proszę zwrócić uwagę na obecną mapę obszarów, które zostały zalane. Nie ma na niej budynków mieszkalnych. Wrocław odrobił lekcję z 1997 roku, gdy pod wodą mieliśmy przeszło 30 proc. miasta. Od tamtej pory za pieniądze rządowe, unijne, ale też samorządowe, wrocławski węzeł wodny został gruntownie zmodernizowany.

Rozlewiska są kontrolowane, a dodatkowo muszą w tej chwili być przeglądane. Straż Miejska, służby, urzędnicy będą chodzili po wałach, u podstawy każdego z nich, i szukali, czy nie ma przecieków. Ale mieszkańcy też są bardzo czujni. Mam do nich wielki apel: by w przypadku pojawienia się u podstawy wałów takich przesiąknięć, od razu dawali znać. To jest pierwszy sygnał, że w danym miejscu może się stać coś niebezpiecznego.

W ostatnich dniach to chyba noc ze środy na czwartek musiała być dla pana najtrudniejsza, podobnie jak dla wszystkich mieszkańców Wrocławia. Co się wówczas działo?

To rzeczywiście była trudna noc. Czwarta z rzędu. Nie tylko ja, ale też prezydent Wrocławia Jacek Sutryk, nie spaliśmy przez cztery kolejne noce.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Okiem samorządowca
Roman Szełemej: W ustawie o finansach samorządów jest wiele paradoksów
Okiem samorządowca
Adam Krzysztoń: Trudna sytuacja szpitali wynika z wyceny procedur medycznych
Okiem samorządowca
Paweł Gancarz, marszałek województwa dolnośląskiego: Jak uchronić się przed kataklizmami
Okiem samorządowca
Nowa Sól przygotowuje się na wielką falę. Prezydent: W nocy będzie siedem i pół metra
Okiem samorządowca
Fala zbliża się do powiatu głogowskiego. Starosta: Jesteśmy gotowi na wszystko