W czwartek we Wrocławiu odbył się szczyt powodziowy. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała pięć miliardów euro ze środków unijnych jako pomoc dla Polski. Do Wrocławia raczej te środki nie trafią, bo w mieście nie ma takich zniszczeń z powodu powodzi...
Mam wielki szacunek dla premiera Donalda Tuska, że w ciągu 30 godzin udało mu się zorganizować sztab na poziomie europejskim. Do Wrocławia przyjechało czterech szefów rządów (Polski, Czech, Słowacji, Austrii) oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej.
Podczas tego szczytu pojawiła się kwota ponad 10 mld euro z Funduszu Spójności, z czego ponad pięć miliardów zostanie przeznaczonych dla Polski. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się informacje, w jaki sposób i kiedy te środki będą uruchomione.
Wrocław jest hubem, który zbiera pomoc dla tych mniejszych, bardziej poszkodowanych samorządów. To jest niezwykle ważne, bo w wielu miejscach na południe od naszego miasta nie ma prądu, gazu, infrastruktury krytycznej. Z Wrocławia codziennie wyjeżdżają tony różnych rzeczy do miejscowości poszkodowanych przez powódź.
Czy skorzystamy z pieniędzy? Miałem przyjemność rozmawiać z przewodniczącą Komisji Europejskiej. Sama zaczęła temat, że „pewnie potrzebujecie teraz pieniędzy, żeby odbudować to, co zostało zniszczone, żeby się wzmocnić i pomóc innym, sąsiednim samorządom”. Mówiła to, stojąc na wale na Marszowicach. Przytaknąłem. Powiedziała, że te pieniądze znajdą się dla wszystkich – 5 miliardów euro. A do tego dojdą środki, które premier już zabezpieczył. Dwa miliardy złotych. To są duże pieniądze.
Ale straty niektórych samorządów już są szacowane na miliardy złotych...
Ma pani rację. Patrząc na Lądek-Zdrój, na Stronie Śląskie czy na Kłodzko, widzimy, że tych potrzeb będzie wiele. Tam liczba uszkodzonych budynków, infrastruktury krytycznej, jest naprawdę bardzo duża.