Rz: Pana udział w programie „Twoja twarz brzmi znajomo” przypomina syndrom Ivo Pogorelicia. Młodszym wyjaśniam, że to nazwisko pianisty, któremu porażka w Konkursie Chopinowskim dała większą popularność i uznanie niż zwycięzcy konkursu. Od początku był pan przecież faworytem czwartej edycji programu.
Michał Grobelny: Udział w tym programie był dla mnie ważnym doświadczeniem i to liczyło się najbardziej. Fakt, że zabrakło mi zaledwie kilku punktów, by znaleźć się w finale, nieco wszystkich zaskoczył, zwłaszcza całe jury. Ale matematyka jest matematyką. Dostałem za to tyle wyrazów poparcia od telewidzów i ekipy, że zawsze bardzo mile będę wspominał tamtą przygodę.
To nie pierwszy zresztą raz, kiedy ma pan takie „zezowate szczęście”. W „The Voice of Poland” zachwycił pan Edytę Górniak, Marię Sadowską, Marka Piekarczyka oraz Barona i Thomsona, a jednak doszedł pan też tylko do półfinału.
Mam, jak widać, jakiś syndrom półfinału, bo podobnie było z „Mam talent”. W „Szansie na sukces” z piosenkami Mietka Szcześniaka doszedłem do finału i zaśpiewałem w Sali Kongresowej, ale było to moje drugie podejście do programu.
Pierwsze pan przegrał?