W czwartek, 14 marca, o 16.00 minął termin rejestracji kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dla wszystkich sił politycznych zaangażowanych w kampanię samorządową to był najważniejszy termin w tym wyjątkowo krótkim starciu. Bo do wyborów 7 kwietnia pozostało już tylko trzy tygodnie, a w praktyce mniej ze względu na Wielkanoc. Efektywnej kampanii jest więc już tylko około dwóch tygodni.
Wybory samorządowe 2024: PiS spóźnione z kampaniami wyborczymi w miastach?
Jakie są najważniejsze wnioski po tym, jak poznaliśmy już kandydatów? Najwięcej emocji do samego końca budziła sytuacja we Wrocławiu. Jak się okazało, w wyborach nie będzie kandydować poseł KO i szef dolnośląskich struktur Michał Jaros. Jednak mimo że Jaros od wielu miesięcy przygotowywał się do startu i budował wyborczą koalicję, nie został zgłoszony jako kandydat. PO ma jednak nie udzielić też poparcia urzędującemu od 2018 roku prezydentowi Jackowi Sutrykowi. W praktyce oznacza to, że szanse wyborcze Sutryka znacznie rosną, chociaż i przed decyzją PO był on liderem w większości sondaży obejmujących zarówno pierwszą, jak i drugą turę. Z naszych rozmów wynika jednak, że decyzja – podjęta przez partyjną centralę – o tym, że PO nie poprze żadnego kandydata, została przyjęta przez część wrocławskiej PO z dużym rozczarowaniem. Pytanie, na ile wpłynie to na poparcie i kampanię kandydatki Polski 2050, czyli Izabeli Bodnar. Poza nią i Sutrykiem we Wrocławiu kandyduje też Robert Grzechnik (Konfederacja), Jerzy Michalak (Bezpartyjni Samorządowcy), Grzegorz Prigan (lokalny komitet Wrocławianie dla Wrocławia) i Łukasz Kasztelowicz, kandydat PiS. Kasztelewicz był wcześniej m.in. prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu. Jest jednak osobą o relatywnie niskiej rozpoznawalności, a PiS zdecydowało się na niego po dłuższych wewnętrznych rozważaniach i deliberacjach, po konflikcie między różnymi frakcjami. Szanse Kasztelowicza we Wrocławiu na dobry wynik nawet przez niektórych naszych rozmówców z PiS nie są oceniane wysoko.
Czytaj więcej
W niemal co piątej małej polskiej gminie czy mieście zgłoszono tylko jednego kandydata na wójta czy burmistrza. Kodeks wyborczy daje jeszcze komitetom z takich samorządów dodatkowy czas na zgłoszenie kandydatów.
Nie dotyczy to zresztą tylko Wrocławia. W PiS można spotkać się z uwagami, że również w innych miastach – jak np. w Krakowie – kampanie miejskie rozpoczęły się zbyt późno, co w dzisiejszych warunkach, przy bardzo krótkiej kampanii w ogóle nie wróży zbyt dobrze. A wyniki i mobilizacja w miastach powiązane są z wynikami w sejmikach, na których utrzymanie – przynajmniej w części – PiS bardzo liczy.
Wybory samorządowe 2024: W Krakowie o urząd prezydenta walczy dwóch wiceprezydentów
Co do innych miast to bezprecedensowa sytuacja ma miejsce w Ciechanowie. Tam urzędujący od 2014 roku prezydent Krzysztof Kosiński z PSL nie będzie miał żadnego kontrkandydata. W 2018 roku w I turze wyborów dostał aż 83,5 proc. głosów. Teraz nikt nie chce z nim rywalizować.