zdaniem ekonomistów tegoroczne wakacje będą najdroższe w historii. I wielu z nas spędzi urlopy w domach, inni z nich w ogóle zrezygnują. Jakie nastroje panują w związku z tym w regionach turystycznych?
Więcej optymizmu nad wodą niż w górach
– Jestem optymistą – mówi „Rzeczpospolitej” Wojciech Klimowicz, burmistrz Darłowa. – Ten optymizm wynika z dwóch przesłanek. Pierwsza jest empiryczna. Już teraz mamy bardzo wielu turystów. W hotelach i pensjonatach mamy duże obłożenie. I jeśli tak jest w czerwcu, to myślę, że w lipcu i w sierpniu będzie jeszcze lepiej – tłumaczy.
Druga przesłanka jest racjonalna. – Drogie paliwo, drożyzna, słaby złoty zapewne zniechęcą do wyjazdów wakacyjnych część mieszkańców Polski. Z drugiej jednak strony szalenie kosztowne z tego powodu stały się też wyjazdy zagraniczne. Podróż samochodem, chociażby do Chorwacji, to dziś potężny wydatek. Liczę więc na to, że część osób, które do tej pory spędzały wakacje za granicą, teraz zostanie w kraju, niektórzy w ogóle zrezygnują z urlopu, ale część przyjedzie nad polskie morze, na przykład do Darłówka – liczy Wojciech Klimowicz.
– A my jesteśmy już prawie w wysokim sezonie. Sezon wakacyjny zaczyna się u nas praktycznie od weekendu majowego, a trwa do końca września i początku października, choć i w pozostałych miesiącach mamy dość wysokie obłożenie bazy noclegowej – mówi Marta Balicka, dyrektor Biura Promocji i Obsługi Ruchu Turystycznego gminy Jastarnia. Ocenia, że ten sezon zaczął się bardzo dobrze. Przyznaje, że ceny wzrosły, ale jest to spowodowane ogólną sytuacją, inflacją, drożejącymi mediami. – Ceny noclegów wzrosły o około 20 proc., ale to pierwsza podwyżka od kilku lat. Niestety, nie dało jej się uniknąć – przekonuje Balicka.
Wzrosły też ceny w barach i restauracjach. Mimo to właściciele hoteli, pensjonatów i lokali gastronomicznych liczą na udany sezon. – Turystów jest bardzo dużo. Przyjeżdżają do nas także goście zza granicy. Półwysep Helski niezmiennie cieszy się dużym uznaniem – ocenia dyrektor Balicka.