Udało się. I dalej idziemy tą drogą. To, co na początku było kontrowersyjne i spowodowało niebywale intensywny odzew producentów plastiku, od połowy zeszłego roku stało się prawem, ze względu na dyrektywę unijną. My w Wałbrzychu wyprzedziliśmy te procedury o przynajmniej dwa lata.
Dziś „produkujemy” jako miasto ok. 30–35 proc. mniej odpadów plastikowych niż w 2019 r. A obrany kierunek jeszcze intensyfikujemy.
W tej chwili staramy się ograniczyć stosowanie worków plastikowych przy odbiorze odpadów. W zamian oferujemy torby wielorazowe, zakupione z własnych środków.
Rozdaliśmy je pięciu tysiącom właścicieli prywatnych nieruchomości, którzy wcześniej otrzymywali worki plastikowe. Z sugestią, by to do nich – a nie plastików – pakować odpady selektywne. Podobnie jak trawę.
To wymaga przełamania pewnych stereotypów i nawyków mieszkańców. Każde miasto naszej wielkości rozdaje ok. 600 tys. worków na śmieci, które same są odpadem trudnym do zagospodarowania później. W tym roku zmniejszamy o kilkaset tysięcy liczbę tych worków.
W kwietniu zeszłego roku radni Wałbrzycha uchwalili obowiązek szczepień przeciwko Covid-19 dla mieszkańców i osób pracujących w mieście, choć w Polsce są one dobrowolne. Prawnicy stwierdzili, że to było bezprawne. Warto było wychodzić przed szereg?
Oczywiście, że było warto. Warto było promować program szczepień i bronić idei szczepień. Jak wiemy, przeciwników szczepień, nie tylko na Covid-19, przybywa. Zastanawiam się, gdzie bylibyśmy w Polsce, gdyby nie ta szokowa terapia, jaką wprowadziliśmy. Bo o szczepieniach zaczęto mówić intensywniej niż przed naszą uchwałą.
Ona wywołała niepozbawione agresji komentarze, zachowania, reakcje – czasami z niespodziewanych źródeł. Ale w moim przekonaniu efekt jest korzystny: wiele osób zaczęło się nad tym zastanawiać.
Jak wiadomo, Wałbrzych przez wiele miesięcy był liderem, jeśli chodzi o liczbę szczepień. Pół Polski przyjeżdżało do nas, żeby się zaszczepić. Więc zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
Ubiegłe wakacje spędzał pan m.in. na rowerze, w pięć dni przejeżdżając z Berlina do Amsterdamu: ponad 700 km. Powtórzył pan to w tym roku?
Nie pozwoliły mi na to obowiązki zawodowe. Poza tym atmosfera do wyjazdów turystycznych jest chyba trochę inna niż rok temu, bo głowę mamy zaprzątniętą egzystencjalnymi problemami, jak choćby pomóc uchodźcom czy mieszkańcom, których może nie stać będzie na ogrzewanie.
Zrezygnowałem z planowanych dłuższych wyjazdów, ale jeżdżę na rowerze bardzo intensywnie, w takim samym tempie jak w ubiegłym roku. To niesłychanie pożyteczny sposób aktywnego spędzania czasu. Rower – zwykły, nie elektryczny – zastępuje mi bieganie, które uprawiałem przez wiele lat.
Miasto dopieszcza rowerzystów, powstają nowe szlaki i trasy rowerowe.
Taką zasadę przyjęliśmy kilka lat temu: każda nowa bądź remontowana droga musi mieć ścieżkę rowerową. To nie jest oczywiste i łatwe w mieście górzystym, ponieważ bardzo często droga jest wciśnięta pomiędzy dwa zbocza góry, więc przestrzeni nie ma wiele.
Staramy się to nadrobić drogami rowerowymi wokół miasta, gdzie powstają długie, wielokilometrowe odcinki. Jako rowerzysta chciałbym, aby tych ścieżek było więcej. Postęp jest stały, więc jeśli tylko ktoś chce jeździć na rowerze, dziś ma znakomite warunki.
Niedawno zadeklarował pan, że do Sejmu nie wystartuje. „Poseł Roman Szełemej nie brzmi zbyt dobrze”. Czyli będzie kolejna kadencja w samorządzie?
Sejm nie jest dla mnie interesujący. Jest bardzo wiele rzeczy, które powinniśmy kontynuować wspólnie tutaj, w Wałbrzychu.
W wielu dziedzinach rozpoczęliśmy zmiany i one wymagają kontynuacji. Nie jest jeszcze znana data wyborów: najlepiej by były one w ustawowym terminie. Ale jeśli mieszkańcy uznają, że tego chcą i oczekują, to będę kontynuował działania i wystartuję w wyborach. Parlamentarnej działalności nie rozpatruję w ogóle.