To było jedno z największych jak do tej pory zaskoczeń w kampanii parlamentarnej. Lista zarejestrowanych komitetów obejmuje nie tylko pięć doskonale znanych partii politycznych, ale też Bezpartyjnych Samorządowców – komitet ogólnokrajowy formacji Roberta Raczyńskiego i Cezarego Przybylskiego.
Bezpartyjni – co ogłosili podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu na początku września, w chwili gdy PKW poinformowała o rejestracji wystarczającej liczby ich list w okręgach, by stali się listą ogólnokrajową – zebrali ponad 350 tysięcy podpisów pod listami wyborczymi. To sprawiło, że stali się komitetem ogólnokrajowym, który wystawił listy wyborcze we wszystkich okręgach do Sejmu. Jak wynika z naszych rozmów, Bezpartyjni kilka miesięcy poświęcili na przygotowanie do procesu zbierania podpisów, co przyniosło rejestrację ogólnokrajowego komitetu. W 2019 r. Bezpartyjni również próbowali zarejestrować listę ogólnokrajową, ale bez powodzenia.
Słabości i możliwości
Bezpartyjni w swoim politycznym przesłaniu stawiają przede wszystkim na hasło budowy „Polski normalnej”. I ustawiają się pomiędzy dwiema największymi siłami politycznymi. Chcą m.in. bezpłatnej komunikacji zbiorowej, wprowadzenia zerowego PIT dla wszystkich podatników czy też nowego edukacyjnego bonu rozwojowego w wysokości 100 zł na każdego ucznia.
Ich celem jest wejście do Sejmu, co liderzy deklarowali już w trakcie pierwszej konwencji wyborczej pod koniec kwietnia w Szeligach. – Poprawimy wynik z ostatnich wyborów samorządowych, w których uzyskaliśmy ponad 5 proc. w skali kraju. Jesteśmy gwarantem normalności i rozwiązywania problemów Polaków! – mówił w jej trakcie Cezary Przybylski.
Start Bezpartyjnych jest uważnie obserwowany przez sztabowców innych partii, jak również obserwatorów kampanii wyborczych. – Bezpartyjni mierzą wysoko, ale niska rozpoznawalność ich kandydatów i kandydatek działa na naszą korzyść – przekonuje jeden z naszych rozmówców bliski Koalicji Obywatelskiej.