Pierwszy alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa o niebezpiecznym zatruciu rzeki poszedł do mieszkańców Dolnego Śląska i województwa Lubuskiego... w czwartek 11 sierpnia. To 17 dni od pierwszego wykrycia zagrożenia, gdy w Oławie rybacy alarmowali o wielkiej liczbie śniętych ryb i możliwym zatruciu Odry. Rządowe instytucje uspokajały, gdy w tym czasie miasta nadrzeczne sprzątały martwe ryby z pomocą wolontariuszy. Co zabiło Odrę, tego do piątku nie ustalono.
Martwe ryby, znikły ptaki
Krosno Odrzańskie do 10 sierpnia nie dostało żadnych ostrzeżeń, choć już od 8 sierpnia mieszkańcy zbierali martwe ryby.
– Dopiero dwa dni potem z wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska (WIOŚ) przyszły uspokajające informacje, że na terenie województwa lubuskiego pojawiają się pojedyncze martwe ryby. My wtedy byliśmy już po dwóch dniach odłowu i zebraniu około dwóch ton martwych ryb, do dziś zebraliśmy ponad cztery tony – powiedział w piątek Marek Cebula, burmistrz Krosna Odrzańskiego.
To raczej mały procent padłych zwierząt, duża część jest na dnie – w nurcie i zakolach rzeki, i będzie jeszcze długo wypływać. Po kilku dniach ryby się już rozkładają i przelatują przez oczka podbieraka, więc dużo resztek zostanie w rzece. Miasta zaczynają się bać nowego zagrożenia – epidemiologicznego.
WIOŚ poinformował Krosno, że badania nie potwierdzają, że jest coś niebezpiecznego w Odrze. Ryby z rzeki wyławiali więc wędkarze z Polskiego Związku Wędkarskiego, Społeczna Straż Rybacka, straż miejska, strażacy z OSP, wolontariusze. W poniedziałek kilka osób miało poparzoną skórę, ale w najgorszym stanie jest dziś przyroda.