– W samorządach mamy dziś autentycznych liderów, m.in. dzięki wyborom bezpośrednim – podsumowywał senator Zygmunt Frankiewicz. – Potrafią oni nie tylko zorganizować na co dzień życie swoich społeczności, ale w sytuacjach kryzysowych zdecydowana większość wykazuje się nie tylko standardowymi cechami liderów, ale też twardością i charakterem, a zarazem empatią oraz charyzmą. Ale to nie zastąpi działań systemowych na poziomie państwa. Trzeba przejść do następnego etapu i nie może się on opierać wyłącznie na entuzjazmie i dobrych intencjach – kwitował.
Renesans współpracy
Nikt z uczestników debaty nie miał wątpliwości, że rzeczywistość w Polsce właśnie radykalnie się zmieniła, co w przyszłości przyniesie wyzwania, z jakimi jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Już w poprzednich miesiącach, czy nawet latach, część samorządów – zwłaszcza największe polskie metropolie – mierzyła się z dużymi grupami migrantów. Liczebność samej społeczności ukraińskiej, która trafiła nad Wisłę w poszukiwaniu lepszej edukacji, pracy i nowych możliwości, sięgała – i to według ostrożnych szacunków – miliona osób. Teraz pojawiło się w kraju dwa miliony kolejnych osób, z których olbrzymia większość może zrobić tu co najmniej dłuższy przystanek, o ile nie osiąść na stałe. Bez względu na wcześniejszy czy późniejszy koniec wojny w Ukrainie – powrotu długo nie będzie, choćby z powodu zniszczeń infrastruktury cywilnej i gospodarki. Oznacza to, że Polska ponownie stanie się, po ponad stuleciu, krajem wieloetnicznym i zapewne wielojęzycznym. Wzrośnie presja na wymienione wyżej struktury: edukacji, zdrowia, pomocy społecznej. Pytanie, dziś pewnie jeszcze w pewnej mierze retoryczne, brzmi: czy burzliwe dotychczas relacje między samorządami a rządem umożliwią skuteczne stawienie czoła tym wyzwaniom.
– Jest wiele pilnych wyzwań, więc rozmawiać z rządem trzeba – przyznawał w trakcie dyskusji Zygmunt Frankiewicz. – Dostrzegam też, że zapanowała pewna powściągliwość w wypowiadaniu się i krytyce, która w obecnych realiach niewiele by dała – dodawał. – Istnieje realny dialog między naszym środowiskiem a rządem – sekundował mu Wojciech Szczurek. – W obradach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu dzięki technologii uczestniczy nawet 150 samorządowców: jest możliwość dyskusji, jasny przepływ informacji. Większość samorządowców chyba dobrze przyjęła choćby kształt ustawy o wsparciu cudzoziemców – wskazywał.
Jednocześnie jednak prezydent Gdyni zastrzegał, że wiele elementów polityki państwa mogłoby wyglądać inaczej, gdyby posłuchano postulatów lokalnych włodarzy. Przekraczanie granic, udzielanie pomocy w poszczególnych miastach, rejestracja uchodźców, zaniechanie mechanizmów relokacji – to tylko pierwsze przykłady z brzegu. Przyjęty model ustawowy jest przyjazny dla przybyszów, ale z drugiej strony prowadzi do nadmiernego obciążenia części ośrodków, stopniowo zmierzając do sytuacji, w której efektywne udzielanie pomocy uciekającym z ojczyzny Ukraińcom stanie się wyjątkowo trudne, jeśli nie niemożliwe.
Dzisiejszy entuzjazm dla pomocy zacznie bowiem opadać. Przecież nawet wolontariusze przyjmujący pod swój dach uciekinierów wyobrażają sobie zwykle, że to przejściowa forma pomocy: na miesiąc, najwyżej kwartał. – Strona samorządowa podpowiada tu rozwiązania, które w najbliższych miesiącach pozwolą na większą stabilność: wykorzystanie bazy noclegowej w różnego rodzaju ośrodkach, miejscach pobytowych przygotowanych do bardziej godnego przebywania niż zaimprowizowane sale i pomieszczenia – mówił prezydent Gdyni. Podobnie stabilniejszej perspektywy potrzebują też szkoły, w których dziś panuje niemały chaos, a w dłuższej perspektywie potrzebne byłyby możliwości np. kontynuowania nauki w systemie edukacji w Ukrainie, choćby po to, by dzieci i młodzież mogły zakończyć w rodzimym systemie jakiś określony cykl edukacyjny.
O swoich doświadczeniach opowiedział też prezydent Sopotu Jacek Karnowski. – Biorąc z ramienia Związku Miast Polskich udział w pracach Komisji Wspólnej, stwierdzam, że mamy do czynienia z pewnym renesansem tej współpracy – wskazywał. Ów renesans nie obejmuje jednak wszystkich struktur rządowych. – Już po pierwszym kryzysie uchodźczym, tym białoruskim, prosiliśmy o opracowanie jakiejś wspólnej polityki w tym zakresie. Muszę przyznać, że dobrze rozmawiało się z MSWiA, dobrze z Ministerstwem Pracy i fatalnie – z ministerstwem edukacji, bowiem minister Czarnek w ogóle nie chciał słyszeć o klasach przygotowawczych – mówił.