Ostatnie dwa lata to dwa kolejne kryzysy: najpierw na Polskę spadła pandemia koronawirusa, a kilka tygodni temu – rosyjski najazd na Ukrainę. W obu przypadkach to władze samorządowe znalazły się na pierwszej linii frontu – tak otwierał debatę w ramach III E-Forum Liderów Samorządowych Marcin Piasecki, redaktor zarządzający i publicysta „Rzeczpospolitej”. Z pytaniem o to, jak samorządy wyobrażają sobie swoją rolę w takich sytuacjach, zwracał się do uczestników: prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego, prezydenta Przemyśla Wojciecha Bakuna, prezydenta Ciechanowa Krzysztofa Kosińskiego oraz burmistrza Hrubieszowa Marty Majewskiej.
– Teoretycznie mamy ustawę dotyczącą zarządzania kryzysowego, która obliguje do działań na tym polu. Dotyczy to rozmaitych zagrożeń bezpieczeństwa, ale pisząc tę ustawę, nikt nie przewidywał, że będziemy mieli do czynienia z takimi zagrożeniami jak te z ostatnich lat – odpowiadała Hanna Zdanowska. – Ostatecznie okazało się, że i tak należy czekać na ustawy ze szczegółowymi rozwiązaniami dostosowanymi do okoliczności. Naszym zadaniem było jednak zacząć działać natychmiast, nie czekając na te rozwiązania. I poradziliśmy sobie: w przypadku covidu musieliśmy objąć opieką osoby starsze, chore, podejmować decyzje o zakupie maseczek czy innych środków profilaktycznych – opowiadała. Podobnie dzieje się teraz w odniesieniu do kryzysu ukraińskiego. – Przed nami prawdziwy maraton pomocy. Rodzą się pytania o rozwiązania dla edukacji, służby zdrowia czy pomocy społecznej. Tu potrzebujemy systemowych działań – wskazywała.
Biorąc pod uwagę skalę kryzysów, zwłaszcza ostatniego kryzysu związanego z wojną w Ukrainie – jeszcze bardziej istotne są doświadczenia ośrodków ze wschodniej części kraju. Również w mniejszych ośrodkach, jak 17-tysięczny Hrubieszów. – Przez nasz punkt recepcyjny przeszło 45 tys. osób, punkt pomocowo-informacyjny działał od pierwszych godzin wojny. Ale największe podziękowania należą się mieszkańcom – opowiadała Marta Majewska. – Nikt nas nie uczył, jak otwierać te punkty, jak się zachowywać, organizować pomoc, zabezpieczać potrzebne środki. Wszystko sprowadzało się do działań naprawdę intuicyjnych – uzupełniała.
Wyjątkowe pochwały zbierały władze Przemyśla – i trudno się dziwić. – To, z czym mieliśmy do czynienia, nijak się miało do teorii. Jesteśmy miastem średniej wielkości, 60-tysięcznym, a przy tym największym punktem transferowym, przez który przeszło do tej pory blisko 800 tysięcy uchodźców – podkreślał Wojciech Bakun. – Bez wielkiej pomocy ludzi dobrej woli ta sztuka by się nie udała. Pomocy systemowej ze strony państwa nie było albo pojawiła się dużo później. Przyjęcie, opieka i wysłanie uchodźców w dalszą drogę przyjęły na siebie samorząd, organizacje pozarządowe i wolontariusze, a w szczycie fali uchodźczej chodziło o 55 tys. osób dziennie – mówił prezydent Przemyśla.
Według niego w obecnej chwili kluczowe jest zapewnienia miejsc długotrwałego pobytu dla ludzi, którzy opuścili Ukrainę. Mimo ogromnej skali exodusu na terytorium Polski nie powstały obozy dla uchodźców – co zawdzięczamy zarówno ukraińskiej diasporze w Polsce, jak i polskim wolontariuszom. – Trzy miliony uchodźców zostały zakwaterowane u rodzin, znajomych, ludzi dobrej woli. Ale to nie jest zasługa chłonności naszego systemu, a pojemność naszych mieszkań kiedyś się skończy, osiągniemy pewne granice. I na ten moment trzeba się przygotować – wskazywał Bakun. Czym innym bowiem jest udzielenie schronienia na kilka nocy, a czym innym stworzenie stałych warunków pobytu i funkcjonowania w społeczeństwie, mieszkania i pracy.