Na początek chciałbym wrócić do sprawy koncertu Kasi Kowalskiej w Ciechanowie. Co poszło nie tak?
Intencja miejskiego ośrodka kultury, który zorganizował to wydarzenie oraz kilka poprzednich, była jasna. Chodziło o zapewnienie możliwości obcowania mieszkańcom z muzyką na żywo, a widownią miały być okna i balkony oraz transmisja online. To się udawało aż do wspomnianego występu. Sanepid wyliczył, że było około 100 osób na miejscu i 50 w samochodach. Swoją drogą więcej przebywa na otwartych targowiskach czy w sklepach budowlanych. Być może przyjście ludzi było wynikiem narracji, że skoro obostrzenia są łagodzone, to można spokojnie wyjść na zewnątrz i posłuchać koncertu. Ludzie byli rozproszeni po dużej zielonej przestrzeni między blokami aż do ostatniego utworu, kiedy to artystka poprosiła, by wszyscy podeszli pod scenę i zaśpiewali sto lat jej córce, która obchodziła tego dnia urodziny. Cała akcja rozkręcania kontrowersji wokół tego ma wymiar polityczny.
Co ma pan na myśli?
Chodzi o osoby, które nagłaśniają sprawę, uruchamiając wszystkie możliwe organy. To działacze PiS i media rządowe. Narracja jest prosta i ma dotrzeć do ich elektoratu: prezydent nie chce organizować wyborów w mieście, a robi koncerty.
Faktycznie byłem jednym z pierwszych w Polsce, który mówił o zagrożeniach powszechnego pójścia do urn 10 maja i odmówiłem PKW realizacji czynności wyborczych, żeby nie narażać mieszkańców i członków komisji. Jednakże niedługo potem rządzący też zrozumieli to niebezpieczeństwo, dlatego zaczęli forsować wybory korespondencyjne.