Prezydent Inowrocławia: chcemy tarczy samorządowej

Oczekujemy subwencji wyrównawczej dla wszystkich JST – mówi nam Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia.

Publikacja: 05.04.2020 23:15

Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza

Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza

Foto: Fot. mat. pras.

Życie Regionów: Jak ocenia pan dotychczasową koordynację prac samorządów z władzami centralnymi w sprawie koronawirusa?

Ryszard Brejza: Lepiej oceniam współpracę z władzami wojewódzkimi niż na szczeblu centralnym. Tam nie zauważam żadnych form koordynacji działań. My przyjmujemy stanowiska przez Zarząd Związku Miast Polskich. Część naszych postulatów znalazła miejsce w ostatniej nowelizacji tarczy. Liczę, że i pozostała część zostanie przyjęta. W czwartek odbyła się rozmowa z wicepremierem Gowinem i minister Emilewicz. To sprawy z zakresu finansów i te związane z wyborami. Ale oczywiście dla Polaków najważniejsza jest walka z koronawirusem. Tu punkt ciężkości przenosi się na szczebel wojewódzki.

Czyli przełomu na linii rząd–samorząd nie ma?

Nie, tak jak nie ma wystarczającej ilości testów i środków ochrony. Przychodzą dyrektywy, decyzje. Jest jak na wojnie. Trudno mówić o jakichś uzgodnieniach. My – jako prezydenci, burmistrzowie – kierujemy nasze postulaty i oczekiwania głównie poprzez wojewodów. Jedno z takich oczekiwań znalazło uznanie: dotyczące sposobu odbierania odpadów od ludzi, którzy znajdują się w kwarantannie. Inne nasze pomysły są uwzględniane z opóźnieniem.

CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus pogrąża miejskie budżety. Zapłacą również mieszkańcy

Od początku pandemii zwracaliśmy uwagę, że osoby przybywające za granicą powinny być poddawane kwarantannie w odizolowaniu od swoich domowników. Bo wówczas cała rodzina powinna być poddana kwarantannie. Mieliśmy też uwagi dotyczące kierowców tirów, ale to nie zostało uwzględnione. W innych kierunkach sytuacja ulega poprawie. Co tu dużo mówić: państwo było kompletnie nieprzygotowane przez pierwsze dni pandemii. Nadal nie jest w pełni przygotowane do walki z tym nieszczęściem. Działa trochę metodą prób i błędów. Dyrektywy są przygotowywane na kolanie.

Wkroczyliśmy w epidemię bez procedur, bez sprzętu. Teraz w czasie tej wojny, jaka się toczy, wypracowywane są procedury, nasze głosy są analizowane. Przynajmniej w województwie kujawsko-pomorskim.

W PiS, czy okolicach partii rządzącej, można spotkać się z opiniami, że gdyby państwo było bardziej zdecentralizowane, to skuteczna walka z epidemią nie byłaby możliwa.

To jest filozofia rodem z rządów autokratycznych. W skrajnej formie kierowali się nią faszyści i komuniści. Oczywiście nie mówię tu o zarządzaniu w czasie klęski żywiołowej czy wojny. W czasie sytuacji kryzysowych, szczególnych, organizacja państwa demokratycznego musi opierać się na rygorach podobnych do wojskowych. Ale tylko wówczas. Uznawanie, że w ogóle najlepiej funkcjonuje państwo scentralizowane, i to w tej chwili, to bardzo niebezpieczny sposób myślenia.

Jak teraz ocenia pan sytuację budżetową samorządów, zwłaszcza Inowrocławia?

Jesteśmy w tragicznej sytuacji, podobnie jak przeciętna duża firma. Widmo bankructwa zagląda nam w oczy. Zwłaszcza dla biedniejszych miast, biedniejszych gmin to trudny czas. Nie wpływają podatki, natomiast licznie wpływają wnioski o odłożenie czy umorzenie płatności.

CZYTAJ TAKŻE: Unijne miliony z regionalnych programów pójdą na walkę z koronawirusem

Weszliśmy w ten rok w trudnej sytuacji. Trudniejszej – bo z niższymi wpływami ze względu na ulgi w PIT. Skutki tych ulg miały nas dotknąć do końca tego roku, a dotykają już teraz. Wiele budżetów miast zostało przygotowanych na przysłowiową zakładkę. W budżecie Inowrocławia straciliśmy już ok. 6–9 mln z tego tytułu. A mamy dodatkowo wydać 20 mln z tytułu np. wzrostu wynagrodzenia minimalnego i kosztów usług. Z takimi budżetami weszliśmy w pandemię, a ona spycha nas jeszcze mocniej w przepaść. Do tej pory rząd nie zauważał naszego problemu. Samorząd bez pieniędzy to niemożność realizowania spraw, które powinny przynajmniej zapewnić minimalny standard usług – jak oświetlenie ulic, wywożenie śmieci, utrzymanie szkół – do czego dokładamy ok. 40 proc. brakujących środków. Nie wolno nam zaciągnąć zobowiązań kredytowych na zapłatę za oświetlenie ulic, tak samo jak za utrzymanie szkół. I tu kryje się tragedia.

Co w takim razie jest potrzebne?

Tarcza samorządowa. O to się zwracamy do rządu. W przeciwnym razie ucierpi jakość życia na poziomie zachowania niezbędnego minimum bezpieczeństwa. Chodzi o to, aby obiekty użyteczności publicznej mogły być zabezpieczone tak, by w okresie normalizacji udostępnić je mieszkańcom. W tarczy samorządowej powinna być subwencja wyrównawcza dla wszystkich jednostek samorządu terytorialnego, która pokryłaby chociaż część strat, które ponieśliśmy – doraźnie część w tym roku, druga część w kolejnym. Oczekujemy subwencji poepidemicznej. My realizujemy przecież zadania publiczne. Jesteśmy istotną częścią administracji publicznej.

A jak z inwestycjami w Inowrocławiu? Prezydent Truskolaski mówił mi, że u niego zastopowane zostanie wszystko poza inwestycjami, które mają unijny wkład.

Prezydent Truskolaski i tak jest w dobrej sytuacji, skoro ma co zatrzymywać. Inwestycje, które już ruszyły, muszą się zakończyć. Poza tym szczęśliwy musi być prezydent, jeśli stać było miasto na realizowanie inwestycji wyłącznie ze środków własnych. My ze względu na sytuację finansową, o której mówiłem wcześniej, zaplanowaliśmy w tym roku tylko wykonanie niektórych prac remontowych. Większych inwestycji ze środków własnych nie planowaliśmy. Sfinansowaliśmy z kredytów wkłady własne do inwestycji realizowanych ze środków unijnych.

CZYTAJ TAKŻE: Komunikacja miejska od święta. Koronawirus poprzestawiał rozkłady jazdy

Jeśli nie będziemy posiadali pieniędzy na pokrycie wkładu własnego do inwestycji wspieranych z UE – i premier musi to zrozumieć – to straci na tym gospodarka, bo nie wykorzystamy pieniędzy z UE. Straci na tym biznes, nie będzie pieniędzy i inwestycji. Problem gospodarczy wtedy jeszcze bardziej dotknie Polski, jeszcze mniejszy będzie PKB. My możemy ożywić gospodarkę. W latach ubiegłych to my byliśmy, jako samorządy, największym kołem zamachowym gospodarki. Bez samorządów gospodarka nie ruszy po epidemii.

Jak po epidemii będzie wyglądał rozwój średnich miast? I procesy takie jak ich depopulacja?

Po epidemii nastąpi przewartościowanie w wielu obszarach naszego życia – od psychiki człowieka, przez kulturę, po gospodarkę. Większej wartości nabiorą takie zachowania i trendy, które nie należały do wyróżniających się i cenionych przed epidemią. Bezrobocie przybierze formę gilotyny. Zyskać może gospodarka. Tylko aby to się stało, muszą powstać mechanizmy, które pozwolą zachować zdrową tkankę gospodarczą, by przetrwała czasy po epidemii. Po okresie epidemii trzeba mieć taki pakiet ustaw, który pozwoli na zliberalizowanie zasad np. w zakresie podatków i składek przedsiębiorców.

Wychodzenie z kryzysu musi polegać na stworzeniu bardzo dobrych warunków dla gospodarki, a z drugiej strony na wyzwoleniu w Polakach tego własnego naturalnego kapitału, czyli przedsiębiorczości, aktywności, zaradności.

Na koniec chciałbym zapytać o wybory. PiS chce powszechnego głosowania korespondencyjnego, PKW ma organizować komisje w inny sposób. Rozmawialiście państwo o tym z wicepremierem Gowinem?

Ten manewr to złamanie konstytucji. Konstytucja była łamana wielokrotnie w ostatnich latach – to nie jest, niestety, nic nowego. TK kilka lat temu uznał, że przeprowadzenie takich zmian na kilka tygodni przed wyborami jest niezgodne z konstytucją. Teoretycznie, jeśli wybory odbędą się w takim trybie, to nie ma legitymacji prawnej ku temu, aby SN uznał te wybory za przeprowadzone zgodnie z prawem – ani by człowiek, który te wybory by wygrał, miał legitymację do rządzenia.

CZYTAJ TAKŻE: Test dla krajowych platform IT. Jak państwowe systemy radzą sobie z przeniesieniem życia do sieci?

Brak jest ludzi chętnych do pracy w obwodowych komisjach, nie ma lokali wyborczych. Bo jeśli aktywistami jednej partii można zapełnić obwodowe komisje wyborcze w kilkudziesięciu obwodach w Inowrocławiu, to proszę wskazać gdzie. Właściciele tych miejsc wypowiedzieli umowy. To, co proponuje teraz PiS, to paranoja. To obraza dla państwa demokratycznego. Jeszcze kilka lat temu politycy PiS sprzeciwiali się wyborom korespondencyjnym, uznając je za szatański pomysł służący do fałszowania ich wyników. Jeżeli ci sami ludzie stają się dziś orędownikami takiego rozwiązania, to logiczne rozumowanie nakazuje zadać pytanie: dlaczego? Czy po to, aby umożliwić sfałszowanie wyników głosowania? Olbrzymia część energii polityków PiS idzie w zapewnienie „zaliczenia” wyborów 10 maja. „Zaliczenia”, bo przecież to nie będą wybory ani powszechne, ani też równe, lecz raczej narzucone Polakom na podobieństwo stanu wojennego z 13 grudnia 1981 r. Zresztą podobieństw pod tym względem nasuwa się więcej…

Pan by wziął udział w głosowaniu korespondencyjnym?

Nie ma takiej praktycznej możliwości, by to zorganizować. Wybory prezydenckie są sparaliżowane. Nie ma kampanii, nie ma komisji, nie ma szkoleń, lokali wyborczych, testów sprawdzających, jak to zafunkcjonuje. Brak procedur demokratycznej kontroli. W zamian mamy do czynienia z usilną próbą przeprowadzenia samego głosowania za wszelką cenę, bez względu na ofiary, niczym reaktywowanie nieboszczyka. Choćby na chwilę na głosowanie, a potem… to już nie nasza bajka!

Nastał czas, by w Polsce przeważył rozsądek. Wierzę, że to się stanie. Kiedyś wierzyłem, że upadnie komuna, teraz wierzę, że te chore pomysły będą niedługo wspominane tylko na lekcjach historii.

Dyskusje
Jerzy Buzek: Zohydzanie Polakom Zielonego Ładu to cynizm
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10