Nadmorskie gminy chcą wsparcia. „Plaże zimą to były Krupówki”

Jeżeli ma być pomoc państwa dla firm i samorządów, które są dotknięte zimowym lockdownem w górach, to nie widzimy powodów, dlaczego ma nie być proporcjonalnego wsparcia dla samorządów nadmorskich – mówi Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa, który był inicjatorem listu do premiera w sprawie pomocy dla samorządów nadmorskich.

Publikacja: 07.01.2021 12:56

Nadmorskie gminy chcą wsparcia. „Plaże zimą to były Krupówki”

Foto: Adobestock / Dawid

Orientuje się pan ile jest firm związanych z turystyką na terenie miasta? Ile rodzin żyje z turystyki?

Większość. Można powiedzieć, że jesteśmy monokulturą. Turystyka to nasza główna dziedzina przemysłu. To jest to, z czego żyje miasto Darłowo i cała okolica. Kiedyś żyliśmy z rybołówstwa, z przetwórstwa rybnego, a dziś jest to margines aktywności gospodarczej, choć ciągle istotny, ale coraz mniej. W 80 proc. to jest turystyka.

Jaka jest kondycja tych firm, zwłaszcza małych?

Naruszona. Taka jak kondycja wielu firm turystycznych w Polsce. Co prawda lato było udane, i niektóre firmy odnotowały bardzo dużo obroty, nawet ponad standardowe w lipcu i w sierpniu, ale miały straty wiosną, bo nie było wówczas ruchu turystycznego. A obecny czas zimowy – to jest dla nich klęska.

Ten stereotyp, że firmy turystyczne znad morza działają tylko w wakacje, już od dawna jest nieprawdziwy. Jest wiele firm, które prowadzą działalność całoroczną.

Jest moda na przyjazdy nad morze zimą, na Sylwestra, na ferie zimowe. Odwiedza nas wtedy bardzo dużo grup zorganizowanych, są obozy sportowe, czy kondycyjne. Więc często firmy są nastawione na obsługę takich klientów. I to nie tylko firmy hotelowe, ale usługowe, wielobranżowe.

""

Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa / mat.pras.

regiony.rp.pl

Był pan inicjatorem pisma do premiera w sprawie pomocy dla samorządów także nadmorskich gmin turystycznych, a nie tylko tych z południa kraju. Dlaczego pana zdaniem one też powinny dostać pomoc?

Problem nie dotyczy tylko tych firm, które obsługują stoki narciarskie, ale też tych firm, które żyją z ferii i turystów, którzy nie jeżdżą w góry, a nad morze. Jakie to są proporcje? Nie mam takich danych, ale to widać gołym okiem.

Wystarczy zerknąć do internetu, jak było w Sylwestra nad morzem rok czy dwa lata temu, jak wyglądały wówczas plaże w Sopocie, w Kołobrzegu, czy Darłówku W okresie świąteczno-sylwestrowym i w czasie ferii tętniły one życiem. To były Krupówki de facto, tylko szersze. Tłumy ludzi nad morzem – takie były teksty w gazetach. A teraz  tego wszystkiego nie ma.

Dlatego prosimy o solidarne i sprawiedliwe traktowanie branży turystycznej nie tylko z południa Polski, ale też znad morza.

Jeżeli ma być pomoc państwa dla firm i samorządów, które są dotknięte zimowym lockdownem w górach, to nie widzimy powodów, dlaczego ma nie być proporcjonalnego wsparcia dla samorządów nadmorskich.

Jak mocno koronawirus uderzył w taką gminę jak Darłowo? Bardzo spadły dochody miasta w ub. roku, a jak to się rysuje w tym?

Mamy budżet na poziomie ok. 70 mln zł, a takich strat koronawirusowych zaliczyliśmy gdzieś ok. 2 mln. Dla nas to jest znacząca kwota.

Ten rok zaczął się fatalnie. Jest bardzo prosty czynnik, który pokazuje, jak bardzo dochody takich gmin jak nasza spadają. W miejscowościach turystycznych obowiązuje tzw. opłata klimatyczna, czy inaczej miejscowa. A gdy nie ma gości, to nikt jej nie płaci.

Jeszcze bardziej znaczące jest to w gminach uzdrowiskowych, gdzie obowiązuje opłata sanatoryjna. Tam każdy turysta, każdy kuracjusz zostawia konkretne pieniądze w postaci takiego podatku. W gminach sanatoryjnych działa jeszcze taki mechanizm, że do każdej złotówki zostawionej przez kuracjuszy państwo dokłada – drugą.

Więc to są naprawdę kwoty idące w dziesiątki milionów złotych – w skali całego wybrzeża. Takie straty ponoszą te samorządów. Nie mówiąc o pośrednich przychodach, bo przecież turyści przyjeżdżając do nas zostawiają konkretne pieniądze funkcjonując na tym terenie.

CZYTAJ TAKŻE: Karpacz na krawędzi. „Będą dramaty ludzkie, masa bankructw”

Miasto musiało zrezygnować z jakichś inwestycji?

Tak, tak. Drastycznie ograniczyliśmy nasze inwestycje. W zasadzie staraliśmy się kontynuować tylko te zadania, na które mieliśmy już podpisane umowy, mieliśmy wyłonionych kontrahentów w przetargach i dla miasta byłyby to duże straty, gdybyśmy te umowy zrywali.

Żadnych nowych zadań, które mieliśmy w budżecie zaplanowane na 2020 rok, nie zrealizowaliśmy.

A w tym roku jak to się rysuje?

Budżet zaplanowaliśmy ostrożnie. Rada Miasta uchwaliła go przed świętami Bożego Narodzenia, a teraz jest duży znak zapytania czy, mimo tego, że jest ona bardzo ostrożny – będzie realizowany.

Ten budżet, co jest bardzo bolesne, nie przewiduje podwyżek dla pracowników samorządowych. I to już drugi rok z rzędu. Nie dostaną podwyżek mimo, że inflacja pożera wartość wynagrodzeń, które otrzymują.

A tych inwestycji zaplanowanych na ten rok nie jest wiele. I też będziemy mocno się zastanawiać czy uruchamiać je, czy też poczekać. Nie wiadomo jak długo potrwa ta trzecia fala zakażeń, która ma przyjść na wiosnę. Nie wiadomo czy znowu nie zanotujemy jakiś poważnych strat.

Do Darłowa trafiło wsparcie z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych?

(Śmiech). Pani raczy żartować. Tak się składa, że Darłowem nie rządzi PiS, więc nie dostaliśmy żadnego wsparcia.

Nawet z tej letniej transzy?

Ta pierwsza, według bliżej nam nie znanego algorytmu, trafiła do nas  w wysokości trochę wyższej niż 900 tys. zł. Dobra i psu mucha, kiedy głodny.

Tylko jednoczesny wzrost wydatków z tytułu utrzymania oświaty, która teoretycznie powinna być  finansowana przez subwencję oświatową – wyniósł u nas dwa miliony.

Więc rząd najpierw „ukradł” nam 2 mln zł po cichu, a później niespełna milion nam dał mówiąc, że jest to wielkie wsparcie dla samorządu.

CZYTAJ TAKŻE: Sudety wrą. „To, na co ludzie pracowali, właśnie wali się w gruzy”

Kancelaria Premiera odpowiedziała już na pismo nadmorskich gmin?

Dostaliśmy tylko taką informację, że pismo zostało przekierowane do wicepremiera Jarosława Gowina.

A spodziewa się pan w ogóle odpowiedzi? Jakiej?

Niezależenie od tego pisma, wysłaliśmy też kolejne. Mówię w liczbie mnogiej, bo tworzymy taką nieoficjalną koalicję nadmorskich samorządów, której jestem koordynatorem.

Więc spodziewam, że pan wicepremier się odezwie, a jeśli nie on osobiście, to może zrobi to sekretarz stanu Andrzej Gut-Mostowy.

Wiosną była podobna inicjatywa, wtedy też ok. 20 włodarzy nadmorskich miast i gmin skierowaliśmy pismo do rządu w sprawie otwierania hoteli. Wówczas doszło do dialogu z rządem.

Były dwie wideokonferencje z udziałem ministra Gut-Mostowego. Myślę, że wówczas przekonaliśmy ministra, żeby przyśpieszyć odmrażanie turystyki. Mam nadzieję, że w obecnej sprawie taki dialog też zostanie podjęty.

Orientuje się pan ile jest firm związanych z turystyką na terenie miasta? Ile rodzin żyje z turystyki?

Większość. Można powiedzieć, że jesteśmy monokulturą. Turystyka to nasza główna dziedzina przemysłu. To jest to, z czego żyje miasto Darłowo i cała okolica. Kiedyś żyliśmy z rybołówstwa, z przetwórstwa rybnego, a dziś jest to margines aktywności gospodarczej, choć ciągle istotny, ale coraz mniej. W 80 proc. to jest turystyka.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy
Dyskusje
Prezydent Lubina: Dolny Śląsk potrzebuje elektrowni atomowej