Truskolaski: Czarny scenariusz to upadłości samorządów

Im dłużej będzie trwał stan epidemii, tym boleśniejsze będą jego skutki, także gospodarcze. Wtedy nastroje społeczne się zmienią – mówi Tadeusz Truskolaski, prezes Unii Metropolii Polskich i prezydent Białegostoku.

Publikacja: 29.03.2020 15:36

Tadeusz Truskolaski, prezes Unii Metropolii Polskich, prezydent Białegostoku od 2006 roku. Wybory w

Tadeusz Truskolaski, prezes Unii Metropolii Polskich, prezydent Białegostoku od 2006 roku. Wybory w 2018 r. wygrał w I turze z wynikiem 56 proc. (z poparciem PO). Z wykształcenia ekonomista

Foto: mat.pras.

Czy szacuje pan już skalę strat dla Białegostoku wywołanych koronawirusem i jego skutkami?

Tadeusz Truskolaski: Straty można już wstępnie szacować. Chociaż ich rozmiar zależy od tego, jak długo potrwa epidemia. Jeśli walka z nią zajmie półtora miesiąca, to straty w naszym przypadku mogą wynieść ok. 10 proc. dochodów własnych, czyli około 60 mln zł. Tak to wygląda. Głównie chodzi oczywiście o PIT, czyli o osoby, które przestały zarabiać lub mają zmniejszone pensje. CIT to też znaczący ubytek. 45 mln zł PIT, ok. 10 mln zł CIT, a pozostałe straty wynikają ze spadku opłaty skarbowej przynajmniej o 50 proc. A to dopiero początek. W tych szacunkach nie uwzględniamy płatności, które nie wpłyną w terminie, które będą odroczone np. na przyszły rok. Będzie też spadek wpływów, i to dramatyczny, z komunikacji miejskiej. Szacuję, że wyniesie ok. 3–4 mln zł.

I to przy optymistycznym scenariuszu?

Tak. Jednak uważam, że w mniej optymistycznym wariancie „lockdown” gospodarki zakończy się nie po Wielkanocy, ale dużo później. Wiele firm odwołało już swoje działania do czerwca. Oczywiście zawsze można do nich powrócić.

CZYTAJ TAKŻE: Jaśkowiak: To najtrudniejszy moment mojej prezydentury

Jakie decyzje będzie pan podejmować? Wstrzymanie inwestycji?

Już teraz zleciłem określone działania. Będę osobiście decydował o każdej nowej inwestycji. Wcześniej niektóre decyzje były delegowane na moich zastępców. Generalnie zasada jest taka, że wszystkie nowe zadania, które nie są dofinansowane z Unii Europejskiej, wstrzymujemy. Nie było ich wiele, bo budżet i tak był już mocno przycięty ze względu na możliwości finansowe po tym, jak rząd nie zrekompensował samorządom ulg podatkowych w PIT. Wydawało mi się, że to jest trudny budżet. Dopiero teraz jednak zaczynam dostrzegać, co nas czeka.

Jakie są scenariusze?

Czarny scenariusz to upadłości samorządów. Może do nich dojść. Można im zapobiec, zwiększając subwencje dla samorządów. W ubiegłym roku nic nie dostaliśmy. W tym, gdy już przejedzono wzrost gospodarczy na 500+ i 13. emerytury, gdy wyciągnięto ostatnie zaskórniaki, władze państwowe będą w trudnej sytuacji. Oczywiście rząd ma pewne możliwości. Tanieje ropa naftowa, można operować cenami benzyny. Chociaż popyt też się zmniejszył. Jedna możliwość dla samorządów to zwiększenie subwencji. Inna to poluzowanie gorsetu prawnego, czyli zawieszenie limitów zadłużenia, chodzi też o nadwyżkę operacyjną. Postulujemy, by to zrobić do 2023 roku.

""

mat.pras.

regiony.rp.pl

Będziemy do normalności dochodzić na kredyt. Wtedy los jednostek samorządu terytorialnego będzie zależał od banków, które będą też oceniać ich kondycję.

Czego jeszcze w sensie ustawowym będzie się domagać Unia Metropolii Polskich?

Mamy wiele szczegółowych propozycji, szeroki zakres postulatów. Apelujemy o spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim. Chodzi o kilka kwestii. Przede wszystkim o sytuację służby zdrowia, nauczanie zdalne i komunikację miejską. To, co zaproponowano w tym zakresie, jest po prostu niewykonalne.

CZYTAJ TAKŻE: Żuk: Nie twórzmy czarnych scenariuszy

W jakim sensie?

Na przykład ograniczenia w komunikacji publicznej to teraz jeden z większych punktów spornych między rządem a samorządami. Rząd wymaga, aby w jednym pojeździe mogła przebywać połowa pasażerów, ale liczy co drugie miejsce siedzące, bez miejsc stojących. A na przykład w Gdańsku są nowe tramwaje. Jest tam 200 miejsc, ale tylko 28 to siedzące. Czyli tramwajem może maksymalnie podróżować 14 osób. Takie decyzje są podejmowane odgórnie, bez żadnej konsultacji z nami. Można to zrobić, ale w zależności od rodzaju pojazdu, tak by dostosować przepis do pojemności, a nie do liczby miejsc siedzących. Poza tym żaden kierowca nie może być karany, może być tylko nagradzany za pracę w tak trudnych czasach, przy zagrożeniu koronawirusem.

Co jeszcze pana martwi w obecnej sytuacji?

Przede wszystkim martwi mnie zdalne nauczanie. Ono nie funkcjonuje. System nie został przystosowany do tego, by wszyscy przy nim usiedli. Są rodziny wielodzietne, w których uczniów jest troje–czworo, a komputer, jeśli jest, to tylko jeden. Jak te dzieci mają się uczyć? Nie ma co opowiadać, że byliśmy przygotowani do epidemii, bo nie byliśmy. Szpitale? Dzwoni do mnie dyrektor szpitala MSWiA i prosi o środki ochrony osobistej. O to samo apeluje dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Przygotowanie na kryzys, który nas dotyka, jest słabe i trzeba o tym mówić. W całej Polsce szpitale, pracownicy medyczni potrzebują pomocy w zdobyciu podstawowych środków ochrony osobistej. W ten sposób opowieści, że jest świetnie, szybko weryfikuje rzeczywistość. Dlatego też kupiliśmy 20 tysięcy maseczek ochronnych i przekażemy je tam, gdzie są potrzebne.

CZYTAJ TAKŻE: Hanna Zdanowska: wprowadzane dziś zmiany zostaną z nami na dłużej

A wybory 10 maja?

Teraz nie widzę takiej możliwości. Gdyby ktoś podjął takie decyzje, to kwalifikowałoby się to pod Trybunał Stanu. To jest absolutnie karygodne, to narażanie milionów ludzi. Faktycznie mamy stan wyjątkowy, który tylko formalnie nie został ogłoszony. Rozporządzenia ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego nie mają podstawy prawnej. Tak poważne ograniczenia swobód obywatelskich nie mogą być wprowadzane w ten sposób. Rządzący po prostu boją się stanu wyjątkowego. Im dłużej będzie trwał stan epidemii, tym boleśniejsze będą jego skutki, także gospodarcze. Wtedy nastroje społeczne się zmienią. Teraz działa jeszcze efekt zaskoczenia.

Czy szacuje pan już skalę strat dla Białegostoku wywołanych koronawirusem i jego skutkami?

Tadeusz Truskolaski: Straty można już wstępnie szacować. Chociaż ich rozmiar zależy od tego, jak długo potrwa epidemia. Jeśli walka z nią zajmie półtora miesiąca, to straty w naszym przypadku mogą wynieść ok. 10 proc. dochodów własnych, czyli około 60 mln zł. Tak to wygląda. Głównie chodzi oczywiście o PIT, czyli o osoby, które przestały zarabiać lub mają zmniejszone pensje. CIT to też znaczący ubytek. 45 mln zł PIT, ok. 10 mln zł CIT, a pozostałe straty wynikają ze spadku opłaty skarbowej przynajmniej o 50 proc. A to dopiero początek. W tych szacunkach nie uwzględniamy płatności, które nie wpłyną w terminie, które będą odroczone np. na przyszły rok. Będzie też spadek wpływów, i to dramatyczny, z komunikacji miejskiej. Szacuję, że wyniesie ok. 3–4 mln zł.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy
Dyskusje
Prezydent Lubina: Dolny Śląsk potrzebuje elektrowni atomowej