Można podziwiać przedsiębiorczość naszych rodaków. Działając nad Tamizą, w kilka godzin obiecują sortowanie odpadów, odbiór sprzętów elektronicznych wielkich gabarytów, uporządkowanie ogrodu z gałęzi po ich przycięciu.
Ale choć poziom odzysku w Wielkiej Brytanii jest na wysokim poziomie (42,8 proc. w roku obrotowym 2016/2017), to jest spora przestrzeń do osiągnięcia celu na 2020 r. – 50-proc. recyklingu, zwłaszcza przy niskim rocznym przyroście ok. 0,4 pkt proc. wobec 2015/2016.
Liderzy i maruderzy
Angielskie statystyki zaniża obszar tzw. Wielkiego Londynu, gdzie odzyskuje się 33 proc. surowców, a w najgorszej gminie tylko 14 proc. Najlepsze wskaźniki mają zaś wschodnie regiony kraju – 49,4 proc., choć tamtejsi liderzy – nawet 64–65 proc.
Angielski system gospodarki odpadami oceniany jest jako najgorszy w grupie krajów tzw. starej Unii. Z rosnącą górą śmieci nie radzą sobie głównie duże miasta, czego przykładem Londyn. – Nie zainwestowano tam w sortownie ani w spalarnie, a gospodarkę oparto na wywożeniu śmieci za granicę – argumentuje Krzysztof Kawczyński, szef komitetu ochrony środowiska w KIG.
Za wzorcowe gospodarki pod względem zagospodarowania odpadów uważa się Niemcy i Austrię, a także kraje skandynawskie, które system recyklingu i związaną z tym edukację wdrażały już 20 lat temu. U naszych zachodnich sąsiadów wprowadzono bodźce finansowe stymulujące gospodarstwa domowe do segregowania odpadów. Najwięcej płaci się za pojemniki z odpadami zmieszanymi – 10–20 euro za pojemnik.