Dla porządku wypada przypomnieć, że Wyspiański czerpał obserwacje z wesela, które było spotkaniem gigantów krakowskiej stolicy. Ślub brał poeta Lucjan Rydel, przyjaciel Wyspiańskiego, zaś jego wybranką była Jadwiga Mikołajczykówna. Jej starsza siostra Anna wyszła wcześniej za mąż za Włodzimierza Tetmajera, poetę, malarza. Z kolei pierwowzorem Poety była inna słynna młodopolska postać, czyli Kazimierz Przerwa-Tetmajer. W Dziennikarzu można rozpoznać rysy Rudolfa Starzewskiego, redaktora krakowskiego „Czasu”, zaś w Radczyni Antoninę Domańską, m. in. autorkę „Historii żółtej ciżemki”. Zosia została później żoną Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który wszystkie szczegóły opisał w swojej „Plotce”.
Jak powiedział nam Klata, bezpośrednim powodem jego wystawienia było… „Wesele”.
– Jeśli ktoś zna dramat w bardziej trafny, dojmujący sposób przedstawiający naszą polską zbiorowość i bolesną prawdę o Polsce, niech powie – mówi reżyser. – Według mnie na pewno nie są to ani „Dziady” Mickiewicza, ani „Kordian” Słowackiego. A „Wesele” jest również znakomitą okazją do pokazania, jak niesamowity mamy w Starym Teatrze zespół. Ogromne szczęście i zaszczyt z nimi pracować, z wszystkimi pokoleniami, od legend Starego Teatru: Anny Dymnej, Elżbiety Karkoszki, Andrzeja Kozaka, Mieczysława Grąbki, Edwarda Linde-Lubaszenki i Jana Peszka, aż po najmłodszych artystów. Niezwykle się układa w Starym Teatrze sztafeta pokoleń. Mieczysław Grąbka występował w „Weselu” Andrzeja Wajdy w 1963 r.! Elżbieta Karkoszka grała wtedy Isię. Przykłady można mnożyć. Jan Peszek, jak sam mówi, grał już wszystkie role oprócz Racheli. Wielopokoleniowość zespołu jest w polskiej tradycji teatralnej wielkim skarbem. Tak jak sztuka Wyspiańskiego jest papierkiem lakmusowym społeczeństwa, tak „Wesele” będzie testem naszej zespołowości.
To pierwsza inscenizacja Wyspiańskiego w dorobku Klaty.
– Musiałem do Wyspiańskiego dorosnąć – powiedział obecny szef Starego. – Akurat moje zetknięcia z nim nie były negatywne. Jako student warszawskiej Akademii Teatralnej miałem zaszczyt być asystentem Jerzego Grzegorzewskiego przy „La Boheme”, spektaklu opartym m.in. na fragmentach „Wesela”. Niezwykłe pierwsze doznanie teatralnej wolności. Uciekałem wtedy z zajęć w Akademii, żeby przyglądać się, jak Grzegorzewski tworzy bardzo nowoczesny, paradoksalnie bardzo wierny autorowi język teatralny. Wyspiański dawał znakomitą okazję, był przecież scenicznym wizjonerem… No i musiało minąć niemal 20 lat, żebym w połowie drogi mojego żywota jako samodzielny reżyser dorósł do „Wesela”. Zdecydowanie wyjątkowa i zachwycająca jest dla mnie hipnotyczna, wręcz obsesyjna muzyczność tego tekstu. Można mówić o wszechobecnej fonosferze „Wesela”. Wystarczy zresztą otworzyć tekst na chybił trafił, żeby się przekonać, ile tam jest nasłuchiwania, wsłuchiwania się, nut, tonów, melodii, szumów, dzwonów.