Rz: Od stycznia 2010 r. Bank Gospodarstwa Krajowego wypłaca unijne dotacje wszystkim beneficjentom, także samorządom. W wielu przypadkach pomagacie gminom zapewnić wkład własny. Jak ocenia pan wykorzystanie pieniędzy europejskich przez samorządy?
Dariusz daniluk: Pozyskiwanie pieniędzy unijnych to dość sformalizowany proces. Zanim gmina otrzyma konkretną sumę na konkretny projekt, to jej wniosek przechodzi wielostopniowy system selekcji. Nie jest to więc pieniądz łatwy, ale system jest skonstruowany racjonalnie. Samorządy muszą dokonywać racjonalnych wyborów, na co wykorzystać to rzadkie dobro, jakim są
dotacje. Stają też przed koniecznością zapewnienia tzw. wkładu własnego. Reasumując, jest dobrze. Uważam, że teraz w pełni procentują doświadczenia z ubiegania się o środki unijne zdobyte w okresie jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Wiele osób ich nie docenia. Teraz wiedza i doświadczenia zarówno samorządów, jak i wspomagających beneficjentów firm doradczych gwarantują odpowiedni poziom profesjonalizmu podczas starania się o granty. Istotnym motywatorem prawidłowego wykorzystania dotacji jest też ryzyko utraty zdobytych już pieniędzy. Ważny jest też system kontrolny.
Co do kontroli to jest ich aż za dużo. Część samorządowców uskarża się wręcz, że kontrolerzy badający wykorzystanie pieniędzy unijnych nie opuszczają ich siedzib, a kolejne kontrole mijają się w drzwiach...
To naturalna uciążliwość. Dotyczy to wszystkich kontroli, nie tylko tych badających wykorzystanie dotacji. Pamiętajmy jednak, że kontrole mają ustrzec samorządy przed zwrotem pieniędzy, a takie ryzyko, gdyby się zmaterializowało w przypadku niektórych gmin, mogłoby być naprawdę groźne zarówno dla ich budżetów, jak i reputacji. Poprzez kontrole to ryzyko jest minimalizowane. Lepiej przejść uciążliwe kontrole, niż zwracać pieniądze do wspólnej kasy w Brukseli.