Panie prezydencie, czy język ukraiński nadal często słychać na ulicach Przemyśla?
Tak, bardzo często, choć można powiedzieć, że główną falę kryzysu uchodźczego mamy już za sobą, to cały czas ten język ukraiński u nas słychać: w restauracjach, w hotelach, na ulicy. Przemyśl był i jest takim miastem przesiadkowym, transferowym, trochę takim hubem podróżnym. A po wybuchu wojny to dodatkowo się nasiliło.
Przemyśl, jak pan mówił, stanowił taką „ludzką bramę” dla Ukrainy w stronę Europy. Ilu uchodźców z Ukrainy przewinęło się przez miasto w ciągu tych już 20 miesięcy wojny?
Szacujemy, że uchodźców, którzy przejechali przez Przemyśl, było ok. 3,5 mln. Dla 60-tysięcznego miasta to jest naprawdę ogrom ludzi. A dodatkowo nie liczymy tych osób, które wracają do Ukrainy. Ten ruch w drugą stronę jest teraz spory, bo duża rzesza Ukraińców wraca do siebie. Często właśnie przez Przemyśl.
Z tej olbrzymiej armii uchodźców część została w Przemyślu, ale część wraca tutaj z centralnej Polski czy z zachodniej Europy?