W pierwszych dniach od otwarcia molo zwiedzających nie brakowało. Miasto chce, by z nowej atrakcji korzystali nie tylko mieszkańcy, ale i turyści. – To dobry punkt widokowy w czasie regat. Będą odbywać się też przedstawienia teatralne – zapowiada Andrzej Zarębski, dyrektor Miejskiego Zespołu Obiektów Sportowych.
Obecne władze miasta nie uznają jednak tej inwestycji za udaną. Decyzję o niej podjął poprzedni prezydent Płocka Mirosław Milewski. Pomysł podzielił nie tylko polityków, ale i mieszkańców. Z inwestycji śmiały się też kabarety w czasie imprez w amfiteatrze miasta. Niewątpliwie budowa molo wzdłuż rzeki jest projektem niespotykanym.
– Molo miało być częścią zagospodarowania nabrzeża Wisły od starego mostu aż za port jachtowy. Ze względu na koszty zrealizowano tylko inwestycję związaną z budową molo – tłumaczy Andrzej Zarębski. Pochłonęła ona ok. 17 mln zł (rozpoczęła się w marcu 2010 r.). Początkowo zakładano, że inwestycja będzie kosztować ponad 1 mln zł mniej. Całość kwoty pochodziła z budżetu miasta (dochody Płocka w tym roku planowane są na ponad 674 mln zł).
Miasto szacuje, że utrzymanie molo pochłonie 700 – 800 tys. zł rocznie. 300 – 400 tys. zł zostanie przeznaczone tylko na tzw. refulację dna Wisły ze względu na zmianę nurtu rzeki. Reszta pójdzie m.in. na remont desek. Niewykluczone, że utrzymanie będzie kosztować dużo więcej.
– Mamy podejrzenie, że pierwsza część molo może nie wytrzymać napływu kry w takiej skali jak było to w ubiegłym roku – mówi Zarębski. Zresztą już w ubiegłym roku kra na Wiśle uszkodziła część konstrukcji. Stąd też zapadła decyzja o podwyższeniu molo. Wykonawcą było konsorcjum czterech firm na czele z warszawskim Bilfinger Berger Budownictwo. Miasto wykupiło polisę OC, a w planach ma ubezpieczenie samego obiektu.