– To rozwiązanie ma swoje plusy i minusy – uważa Danuta Kamińska, skarbnik Katowic. – Zyskujemy większe zaangażowanie obywateli, choć bardziej byłoby potrzebne nam większe uczestnictwo mieszkańców przy budowaniu strategii. Chodzi o to, by budować wspólną przyszłość, i o zgodę co do tego, gdzie chcemy być za kilka lat, a nie tylko o jednostkowe, choćby nawet bardzo popularne, inwestycje. Jak to zwykle bywa, jest wiele osób, które chcą wydawać, ale niewiele, które myślą o zapewnieniu miastu dochodów – dodaje pani skarbnik.
Olgierd Dziekoński, minister ?w Kancelarii Prezydenta RP
Budżety obywatelskie są dobrym mechanizmem zwiększenia aktywności społecznej. Proces podejmowania decyzji przy układaniu tych budżetów uczy racjonalności. W drodze dyskusji i głosowań samych mieszkańców rozstrzyga się, co z wielu ich marzeń i pragnień jest możliwe do realizacji. Oczywiście inna jest rola budżetów obywatelskich ?w wielkich miastach, a inna ?w miasteczkach. Tam, gdzie jest kilka tysięcy mieszkańców, dogłębnym konsultacjom społecznym może być poddany cały budżet, a nie tylko jego część. W metropoliach budżety obywatelskie uczą, jak być lokalnym, funkcjonując na globalnym poziomie. Wyzwaniem dla miast jest dbanie o powszechność tego pomysłu. Wielkość budżetów obywatelskich pozostawiam do decyzji samych gmin.
Zbyt mało rzeczywistego udziału
W Polsce nie ma jednego modelu budżetu obywatelskiego. Ponieważ nie ma też zapisów ustawowych, każde miasto czy gmina samodzielnie może opracowywać ścieżkę realizacji takich projektów. Zwykle wygląda to tak: władze miasta (prezydent, burmistrz, rada miasta) ustalają kwotę do podziału oraz ogólne ramy, w jakich powinny zmieścić się propozycje obywatelskie. Mieszkańcy przedstawiają potem swoje propozycje inwestycji, które następnie podlegają weryfikacji przez urzędników. Kolejny etap to głosowanie mieszkańców, bo na wszystko nigdy nie starcza pieniędzy – do realizacji wybierane są projekty, które zyskają najwięcej głosów. Eksperci wytykają, że właśnie na etapie konstrukcji budżetów partycypacyjnych samorządy popełniają wiele błędów. Same zasady określające podział środków zazwyczaj są przygotowywane odgórnie, bez konsultacji z mieszkańcami. Na etapie składania projektów inwencja mieszkańców jest bardzo ograniczona, kładzie się nacisk na projekty „twarde" (dotyczące infrastruktury), a projekty „miękkie" (dotyczące kwestii np. społecznych) są raczej lekceważone. Mieszkańcy nie mają też wpływu na priorytety rozwoju gminy. Nie we wszystkich miastach rozróżnia się projekty ogólnomiejskie, dzielnicowe i osiedlowe, przez co potrzeby małych osiedli rywalizują z postulatami blokowisk. Pomysły mieszkańców są zwykle weryfikowane odgórnie, według niejasnych kryteriów merytorycznych wykraczających poza kontrolę formalnoprawną. – Oznacza to, że budżet partycypacyjny umożliwia mieszkańcom składanie pomysłów, ale w wielu gminach nie pozwala im na przejęcie większej odpowiedzialności – uważa Wojciech Kłębowski z Instytutu Obywatelskiego.