Małgorzata Rybczyńska, rzeczniczka prasowa UAM

Bo uwielbiam! Banalne? Ale jak nazwać ten zastrzyk endorfin, to poczucie wolności, swobody, które czuję, kiedy wsiadam na rower? Nie jeżdżę nim codziennie do pracy, nie jeżdżę w ogóle po mieście i miejskich ścieżkach. Rower to dla mnie rekreacja! Od wielu, wielu lat towarzyszy mi podczas letnich wakacji, stąd pierwsze pytanie na kwaterze brzmi z reguły: gdzie mogę pozostawić bezpiecznie rower? Coraz więcej jest takich miejsc, choć często słyszę, że takich turystów, co znikają na cały dzień z rowerem, to jeszcze nie było.

To dzięki rowerowi przemierzam leśne dukty, ścieżki wśród łąk (te piaśnickie z ostatnich wakacji w Dębkach zapamiętam na długo) czy też szutrowe drogi położone wśród sennych, spokojnych osad i wsi. Jeżdżę tam, gdzie wielu pieszo nie chce się dojść, bo za daleko, a samochodem nie można dojechać. Ta leśna cisza, przemykająca zwierzyna, ten śpiew ptaków wśród traw kołysanych przez wiatr – to właśnie dzięki rowerowi mogę kontemplować. Przejeżdżam 50–60 km dziennie, ale nie chodzi o bicie rekordów. Jest tyle miejsc wartych zatrzymania i obejrzenia, zarówno architektonicznych, jak i stworzonych przez naturę, że szkoda po prostu gnać dalej. Na ścieżkach pozdrawiamy się z innymi rowerzystami, czasem zatrzymujemy się i rozmawiamy o trasie, przejechanych kilometrach czy okolicznych atrakcjach. Wiele razy wskazówki okazały się niezwykle przydatne.

Jeżdżę rowerem crossowym, świetnie radzi sobie zarówno na piaskach, jak i utwardzonych ścieżkach. Ostatnio, po ponad 20 latach, na emeryturę odszedł mój ukochany Author. Był tak lekki, że bez problemu mogłam go zainstalować na dachu samochodu, znieść lub wnieść po schodach. Dostał „drugie życie”, z czego się bardzo cieszę, jeszcze przyniesie radość nowemu użytkownikowi. Ja przesiadłam się na Cube’a i już czuję, że zgrany będzie z nas duet.