Teraz na Odrze wypłyną... koszty

Setki ton ryb, zatruta rzeka, dymisje i groźba bankructw firm nadrzecznych – to już znane koszty katastrofy. Ale realną cenę katastrofy poznamy później.

Publikacja: 21.08.2022 19:17

Teraz na Odrze wypłyną... koszty

Foto: Adobe Stock

Po dwóch tygodniach narastania katastrofy na Odrze w niezwykłej ciszy, mimo alarmujących sygnałów rybaków, rząd zmienił strategię i rzucił do działania wojewodów i wojsko, a Ministerstwo Klimatu co dzień organizuje konferencje. Przez dwa tygodnie katastrofa obciążała samorządy: sprzątanie ryb z rzek, utylizacja, zabezpieczenie rybaków. Jednak to nie wszystkie koszty katastrofy. Po latach starań samorządów i przywracania Odrze dobrego stanu – i dobrej opinii – ludzie zaczęli wracać nad rzekę. Dziś przedsiębiorcy prowadzący biznesy nad rzeką znowu są w trudnej sytuacji.

Kto przeżyje?

Trwa ustalanie, ile tak naprawdę będzie kosztowała katastrofa ekologiczna na Odrze. Najgorsze, że być może koszty byłyby niższe, gdyby rząd został zaalarmowany przez własne służby, a nie media. Sęk w tym, że dziś nie chce ich oszacować żaden instytut, ponieważ – po pierwsze, część szkód może się dopiero objawić, a po drugie, nadal, mimo rosnącej wiary rządu w złote algi, nie ma pewności co do przyczyn katastrofy. Katastrofa ekologiczna może się zaś przeistoczyć w kryzys ekonomiczny firm, związanych swoim modelem biznesu z rzeką.

Izby gospodarcze już zareagowały. – Apelujemy o jak najszybsze podjęcie działań związanych z uruchomieniem specjalnej ścieżki wsparcia dla przedsiębiorców, którzy musieli zawiesić działalność – żądają przedsiębiorcy z izb gospodarczych trzech województw – Dolnego Śląska, Lubuskiego i Zachodniopomorskiego, czyli Północna Izba Gospodarcza ze Szczecina, opolska Izba Gospodarcza Śląsk, Zachodnia Izba Przemysłowo-Handlowa z Gorzowa oraz Dolnośląska Izba Gospodarcza. Katastrofa z dnia na dzień zatrzymała wiele firm: w Odrze nie wolno pływać, łowić ryb, korzystać z rzeki w żaden sposób. Odwoływane są rezerwacje w ośrodkach agroturystycznych, turyści masowo rezygnują z atrakcji związanych z wodą, jak kajaki, gastronomia, plaże, miejsca połowu ryb.

– Niektórzy nie mogą działać, a inni mogą, ale nie mają dla kogo – alarmują jednym głosem trzy izby. Spadek obrotów potrafi wynosić od 70 do 100 proc. Izby podkreślają, że nadodrzańscy przedsiębiorcy najczęściej zarabiają właśnie w letnim sezonie na cały rok. I proszą premiera o wsparcie – takie, jakie otrzymały „górskie regiony naszego kraju” w czasie pandemii, czyli programy dla samorządów na odbudowanie ekosystemów Odry oraz dla lokalnych firm, które zanotowały największe spadki obrotów.

Katastrofa, nie klęska

Te same problemy przedstawiali lubuscy przedsiębiorcy Annie Polak, marszałek województwa lubuskiego. – Ze względu na to, że prowadzimy działalność sezonową, sierpień i wrzesień były dla nas miesiącami, kiedy zarabialiśmy na przetrwanie zimy. Od lat staraliśmy się przekonywać ludzi, by znów zwrócili się ku Odrze. Teraz jest tragedia – opowiadał na spotkaniu Piotr Włoch, który wraz z bratem prowadził restaurację Przystań Tu w Cigacicach. Oprócz restauracji organizowali też wydarzenia artystyczne, spotkania czy koncerty. Dla chętnych – przejazdy galarem, płaskodenną łodzią. A z powodu katastrofy musieli odwołać imprezy, rejsy, zamknęli nawet kuchnię, bo firmy odwołały wydarzenia dla pracowników. Z powodu zatrucia Odry turyści przestali tam się pojawiać, a urząd marszałkowski ostrzega, że zagrożeni są też winiarze, którzy nie tylko stracili gości w winnicach, ale też boją się o ewentualne zatrucie ziemi, a także właściciele punktów gastronomicznych, organizatorzy atrakcji turystycznych, jak spływy kajakowe czy branża hotelarska.

Podobne spostrzeżenia ma Północna Izba Turystyczna, która alarmuje, że klienci po prostu pouciekali. Wściekli przedsiębiorcy zapowiadali nawet blokady dróg. Są w trudnej sytuacji, bo często właśnie o tej porze zarabiają na przeżycie zimy. Część firm zapowiada wnioski o odszkodowanie do rządu.

Pozywanie, a także wiele akcji pomocowych ułatwiłby stan klęski żywiołowej, co do którego jednak nie ma zgody między dwoma zarządami województwa – marszałkiem i wojewodą. Elżbieta Polak, marszałek województwa, złożyła 12 sierpnia taki wniosek do wojewody. Cel – oprócz politycznego – to by uruchamiając szereg ustaw pomocowych, ułatwić przekazanie odszkodowań dla przedsiębiorstw, które poniosły straty i umożliwić szybszą wymianę informacji.

Jak się dowiedzieliśmy w piątek, 19 sierpnia, dział prawny wojewody od tygodnia ten wniosek analizuje, nie wydał jeszcze werdyktu, a sam wojewoda nie odpowiedział oficjalnie na to wezwanie. Musiałby złożyć wniosek o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej w u premiera. Nieoficjalnie – przyznają pracownicy wojewody – szanse na to są bardzo małe, bo w ich opinii najostrzejszy kryzys już przeszedł.

Do akcji ruszają więc marszałkowie: czworo nadodrzańskich marszałków chce w poniedziałek stworzyć samorządowy zespół ekspercki ds. ratowania Odry. Zaproszą naukowców z uczelni z każdego regionu, ale też przedsiębiorców znad Odry oraz aktywistów, stronę społeczną.

Tysiące na sprzątanie

Choć sprzątanie ryb już ma się ku końcowi, wciąż nie wiadomo, ile kosztowało. Trwa szacowanie wydatków. Wiadomo na pewno, że katastrofę w ogromnym zakresie sprzątało społeczeństwo, pierwsi zauważyli ją wędkarze, którzy nie tylko najpierw (bezskutecznie, niestety) alarmowali, ale też potem odławiali z Odry tony śniętych ryb za pomocą własnego sprzętu. – Niezależnie od służb wojewody, to strażnicy społecznej straży rybackiej, OSP i wolontariusze – wędkarze pracowali od początku katastrofy i są nadal zaangażowani. My cały czas ponosimy te koszty i je ewidencjonujemy – mówi Mirosław Kamiński, prezes Polskiego Związku Wędkarskiego z Zielonej Góry. W akcji zbierania śniętych ryb pracownicy PZW działają w ramach pracy i nadgodzin, społecznicy pracują za darmo. Mimo darmowej pracy, to i tak kosztuje – zużycie sprzętu, paliwa, łodzi i odzieży ochronnej, posiłki. – Na dziś, jeśli chodzi o koszty samego okręgu Zielona Góra, to ok. 100 tys. zł – mówi Kamiński. – Mamy wsparcie sprzętu, ale on jest w drodze, deklaracje były bardzo konkretne. 100 tys. na dwa okręgi wędkarskie zadysponowała pani marszałek – dodaje. Potrzebny był nowy sprzęt, bo PZW ma sprzęt pływający do wód stojących, a na Odrę jest potrzebny inny, i na taki wędkarze czekają: łodzie aluminiowe, silniki, podwoziówki do transportu łodzi, myjki ciśnieniowe do mycia sprzętu, odzież ochronna, spodniobuty. Kamiński szacuje, że ludzie ratujący rzekę przepracowali do tej pory ok. 1000 dniówek. Dopiero po dwóch tygodniach katastrofy, 12 sierpnia, dołączyli strażacy Państwowej Straży Pożarnej i wojska obrony terytorialnej, łącznie ok. 150 żołnierzy. 18 sierpnia skończyli zbieranie ryb, zostawili patrole na rzece.

Marszałek województwa lubuskiego kupiła i przekazała wyposażenie warte 100 tys. zł – wsparcie zaoferowały inne samorządy, np. z Sopotu w poniedziałek dojedzie sprzęt ochrony, kombinezon, worki i dotacja 30 tys. zł. Ile wydały miasta, trudno stwierdzić. W Słubicach urzędnicy twierdzą, że głównie zaangażowali wolontariuszy, a koszty ponosił sztab zarządzania kryzysowego wojewody lubuskiego. Wojewoda zaś, choć początkowo strofował burmistrzów nadodrzańskich miast za straszenie mieszkańców, płaci za wyżywienie wojska, środki ochrony osobistej dla niego, sprzęt do zbierania ryb – worki, podbieraki – tego nie było w magazynie kryzysowym i musiano w trybie pilnym kupić. Płaci też za utylizację ryb, ale wykorzystuje tu umowę z firmą wcześniej zaangażowaną w utylizację zwierząt padłych i uśpionych przy ptasiej grypie i ASF. W urzędzie wojewody pracownicy przyznają, że nie ponieśli na razie dużych kosztów, najwięcej kosztowało przygotowanie sprzętu.

Do dziś nie są znane przyczyny katastrofy. Częściowo spowodowały ją zapewne tzw. złote algi, ale problem w na tym, że one żyją w słonych wodach. A kto doprowadził do takiego zasolenia Odry, że złote algi były w stanie się tak rozwinąć – tego rządowe służby nadal nie odkryły.

Złote algi to jedna z hipotez przyczyn katastrofy, która jednak nie wyjaśnia, dlaczego słonowodne al

Złote algi to jedna z hipotez przyczyn katastrofy, która jednak nie wyjaśnia, dlaczego słonowodne algi przeżyły w słodkowodnej rzece

Foto: AFP

Ekologia
Zima, ale samorządy nadal sadzą drzewa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekologia
Samorządy nadal wspierają wymianę kopciuchów, chociaż rząd przestał
Ekologia
Nie maleje liczba dzikich wysypisk. Coraz większe wydatki samorządów
Ekologia
Samorządy walczą ze smogiem. Jakie dotacje na wymianę starych pieców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekologia
Obronić się przed powodzią i suszą: Jak polskie miasta reagują na zmiany klimatyczne?