Po dwóch tygodniach narastania katastrofy na Odrze w niezwykłej ciszy, mimo alarmujących sygnałów rybaków, rząd zmienił strategię i rzucił do działania wojewodów i wojsko, a Ministerstwo Klimatu co dzień organizuje konferencje. Przez dwa tygodnie katastrofa obciążała samorządy: sprzątanie ryb z rzek, utylizacja, zabezpieczenie rybaków. Jednak to nie wszystkie koszty katastrofy. Po latach starań samorządów i przywracania Odrze dobrego stanu – i dobrej opinii – ludzie zaczęli wracać nad rzekę. Dziś przedsiębiorcy prowadzący biznesy nad rzeką znowu są w trudnej sytuacji.
Kto przeżyje?
Trwa ustalanie, ile tak naprawdę będzie kosztowała katastrofa ekologiczna na Odrze. Najgorsze, że być może koszty byłyby niższe, gdyby rząd został zaalarmowany przez własne służby, a nie media. Sęk w tym, że dziś nie chce ich oszacować żaden instytut, ponieważ – po pierwsze, część szkód może się dopiero objawić, a po drugie, nadal, mimo rosnącej wiary rządu w złote algi, nie ma pewności co do przyczyn katastrofy. Katastrofa ekologiczna może się zaś przeistoczyć w kryzys ekonomiczny firm, związanych swoim modelem biznesu z rzeką.
Izby gospodarcze już zareagowały. – Apelujemy o jak najszybsze podjęcie działań związanych z uruchomieniem specjalnej ścieżki wsparcia dla przedsiębiorców, którzy musieli zawiesić działalność – żądają przedsiębiorcy z izb gospodarczych trzech województw – Dolnego Śląska, Lubuskiego i Zachodniopomorskiego, czyli Północna Izba Gospodarcza ze Szczecina, opolska Izba Gospodarcza Śląsk, Zachodnia Izba Przemysłowo-Handlowa z Gorzowa oraz Dolnośląska Izba Gospodarcza. Katastrofa z dnia na dzień zatrzymała wiele firm: w Odrze nie wolno pływać, łowić ryb, korzystać z rzeki w żaden sposób. Odwoływane są rezerwacje w ośrodkach agroturystycznych, turyści masowo rezygnują z atrakcji związanych z wodą, jak kajaki, gastronomia, plaże, miejsca połowu ryb.
– Niektórzy nie mogą działać, a inni mogą, ale nie mają dla kogo – alarmują jednym głosem trzy izby. Spadek obrotów potrafi wynosić od 70 do 100 proc. Izby podkreślają, że nadodrzańscy przedsiębiorcy najczęściej zarabiają właśnie w letnim sezonie na cały rok. I proszą premiera o wsparcie – takie, jakie otrzymały „górskie regiony naszego kraju” w czasie pandemii, czyli programy dla samorządów na odbudowanie ekosystemów Odry oraz dla lokalnych firm, które zanotowały największe spadki obrotów.
Katastrofa, nie klęska
Te same problemy przedstawiali lubuscy przedsiębiorcy Annie Polak, marszałek województwa lubuskiego. – Ze względu na to, że prowadzimy działalność sezonową, sierpień i wrzesień były dla nas miesiącami, kiedy zarabialiśmy na przetrwanie zimy. Od lat staraliśmy się przekonywać ludzi, by znów zwrócili się ku Odrze. Teraz jest tragedia – opowiadał na spotkaniu Piotr Włoch, który wraz z bratem prowadził restaurację Przystań Tu w Cigacicach. Oprócz restauracji organizowali też wydarzenia artystyczne, spotkania czy koncerty. Dla chętnych – przejazdy galarem, płaskodenną łodzią. A z powodu katastrofy musieli odwołać imprezy, rejsy, zamknęli nawet kuchnię, bo firmy odwołały wydarzenia dla pracowników. Z powodu zatrucia Odry turyści przestali tam się pojawiać, a urząd marszałkowski ostrzega, że zagrożeni są też winiarze, którzy nie tylko stracili gości w winnicach, ale też boją się o ewentualne zatrucie ziemi, a także właściciele punktów gastronomicznych, organizatorzy atrakcji turystycznych, jak spływy kajakowe czy branża hotelarska.