Od środy Opole podobnie jak kilkadziesiąt innych miast w Polsce – było oflagowane. Na miejskich budynkach zawisły flagi unijne, Polski i miasta. Pana zdaniem do rządu dotarły argumenty samorządowców w sprawie weta unijnego budżetu, czy coś innego zmiękczyło stanowisko?
Presja ma sens, a w jedności samorządów siła. Nie możemy siedzieć cicho, gdy rząd chce zaprzepaścić dorobek kilku pokoleń. Decyzja dotycząca weta i ruchy, których skutkiem może być zmarginalizowanie Polski w strukturach unii, to zaprzepaszczenie dorobku kilku pokoleń Polaków. Pozbawienie polskich samorządów finansowania, dzięki któremu się rozwijają. Złe decyzje trzeba dostrzegać i oprotestowywać. Robimy to skutecznie jako samorządy, a przecież samorządy, to przede wszystkim mieszkańcy, obywatele.
Czy wiadomo, ile Opole mogłoby stracić, gdyby doszło do weta unijnego budżetu?
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Opole z UE już pozyskało miliard złotych, a tylko w ciągu ostatnich 5 lat ponad 700 milionów, to znaczy, że stracona w ten sposób kwota liczona mogłaby być w miliardach złotych. Te fundusze potrzebne są na miejskie inwestycje, takie jak domy pomocy społecznej, domy seniora, przedszkola. Dzięki funduszom unijnym udaje się realizować inwestycje proekologiczne, nowe nasadzenia, budowę ścieżek rowerowych, czy projekty związane z zabezpieczeniem przeciwpowodziowym.
Budżet bez praworządności, albo weto – mówili najgłośniej politycy Solidarnej Polski. Przed laty to lokalni działacze tej właśnie partii wspierali pana w wyborach. Polityczne drogi między panem, a tą partią już jakiś czas temu mocno się rozjechały. Czy ma to wpływ na funkcjonowanie miasta, na pozyskiwanie środków rządowych?