Jan Cybis (1897–1972), choć malował najczęściej pejzaże i martwe natury, zawsze twierdził, że nie powinny one wiernie naśladować rzeczywistości, bo „płótno powinno być rozstrzygnięte po malarsku”, to znaczy skupiać się na kompozycji, kontrastach i relacjach barwnych. Temat był dla niego tylko pretekstem malarskich poszukiwań. O ile wszyscy pamiętają, że jako współtwórca grupy kapistów pogłębiał przed wojną studia w Paryżu, to znacznie mniej osób wie, że jego biografia była związana z Opolszczyzną. Urodził się we wsi Wróblin na Śląsku Opolskim i w rodzinnej miejscowości mieszkał przez pierwszych 11 lat życia.
Nic więc dziwnego, że Muzeum Śląska Opolskiego postanowiło rozbudować kolekcję prac artysty po jego śmierci. Obecnie liczy ona 90 obrazów olejnych i ponad 800 prac na papierze i jest nie tylko największym, ale i najbardziej reprezentatywnym zbiorem, pokazującym różne okresy jego twórczości.
Ich uzupełnieniem są osobiste dokumenty, rękopisy, przybory malarskie i księgozbiór. Wybór dzieł i eksponatów można oglądać na stałej ekspozycji w Galerii Muzeum Śląska Opolskiego. A na wystawie czasowej zatytułowanej „Jak Cybis?” z tradycją koloryzmu i dziedzictwem artysty mierzą się Bartosz Kokosiński, Robert Maciejuk, Roman Dziadkiewicz. Dwóch pierwszych nawet nie podejrzewalibyśmy o takie odniesienia. Przygoda Kokosińskiego była raczej studenckim żartem, kiedy wylepił portret Cybisa z plasteliny, gdy był jeszcze na ASP w Krakowie.
Jak tłumaczy „Pamiętam, że miałem pomysł na plastelinowe malarstwo i w toku wspólnej dyskusji w pracowni uznaliśmy, że ciekawym może okazać się odtworzenie w tej technice obrazu Jana Cybisa. Dlaczego padło na Cybisa? Bardziej z powodu żartu i kontestacji pewnej postawy artystycznej niż uwielbienia twórczości artysty. Wylepienie obrazu Cybisa z plasteliny stanowiło delikatną krytykę »błotnistego« malarstwa. Plastelina okazała się idealnym materiałem do odtworzenia grubych i ciężkich obrazów przywołujących reliefy z kolorowego błota”.
Maciejuk sięgnął po katalog wystawy Jana Cybisa z 1965 roku. Uderzyło go, że katalog kolorysty był czarno-biały, a reprodukcje w nim zamieszczone miały wielkość zapałek. Zaciekawiło go, jaka w tym kontekście była realna ekspresja tych obrazów i na ten temat zrobił własną instalację. Wyjaśnia, że około 2000 roku zaczęły interesować go mechanizmy, jakie obserwował w recepcji sztuki, „głównie pewne ułomności, sytuacje, które zdarzały się wbrew pierwotnym intencjom twórcy”.