Fachowcy w całej Europie zachwycali się golami Piątka i mieli prawo pytać, skąd się wziął w Genoi taki napastnik. Jedno jest pewne: nie wyszedł z żadnej ze słynnych akademii, nie ma na swojej karierze stempla Ajaksu, Barcelony czy Juventusu, więc skąd u niego taka pewność siebie, mocny strzał, siła i przebojowość. Jak to się stało, że we włoskiej lidze, w której obrońcy potrafią najtwardszego napastnika doprowadzić do płaczu, on zdobywa gole?
Dzisiaj wszystko można znaleźć w internecie, więc może spragnieni wiedzy sprawdzają, gdzie zaczynał karierę i trafiają na nazwę, której nie są w stanie wymówić. Dzisiaj wszystko wygląda w Dzierżoniowie pięknie. W mieście są boiska, na których trenują dzieci, jest drużyna, która gra w III lidze, do klubu wpływają procenty od kolejnych transferów Piątka i Jacha. W Lechii zrozumieli, że w finale Ligi Mistrzów nie zagrają, ekstraklasy nie podbiją, bo są od nich kluby większe, z bogatszą tradycją, bardziej zasobnymi sponsorami, większą liczbą kibiców.
Nie każdy klub z niewielkiego miasta może być jak kiedyś GKS Bełchatów, który bił się nawet o mistrzostwo Polski. Zamiast porywać się z motyką na słońce, być może lepiej znaleźć swoje miejsce i skoncentrować się na tym, co realne. Można w futbolu znaczyć wiele, nawet jeśli drużyna seniorów będzie występowała na czwartym poziomie rozgrywkowym. Piłkarze, którzy stąd ruszą w szeroki świat, będą nosili metkę „made in Dzierżoniów”, jako znak jakości. A przy okazji będą znakomitą inwestycją. Kilku Piątków, albo Jachów, może zapewnić klubowi spokojny byt na długie lata. Jeśli będzie się ich „produkować” regularnie, to o przyszłość można być spokojnym.
Jeszcze kilkanaście lat temu w Dzierżoniowie było zupełnie inaczej. Na początku lat 90. Lechia występowała przez kilka sezonów na zapleczu ekstraklasy. Była chwilowa chwała, ale okazało się to początkiem wielkich problemów. Klub wpadł w kłopoty finansowe, protestowali piłkarze, kibice. Miasto wtedy nie pomogło i tak, sezon po sezonie, Lechia zaczęła osuwać się aż do klasy okręgowej. Sezon 2003/2004 był najgorszym w historii klubu. Lechia, nie odnosząc żadnego zwycięstwa, spadła z IV ligi. Bilans bramkowy 16-108 (m.in. porażki 0:7 z Zagłębiem II Lubin) pokazywały skalę upadku.
Akurat wtedy pojawiły się jednak pierwsze symptomy poprawy, nadzieja, że mogą przyjść lepsze czasy, chociaż mało kto widział przyszłość w różowych barwach. Wszystko za sprawą Andrzeja Bolisęgi, dzisiaj wiceburmistrza, który w 2005 roku przeprowadził się do Dzierżoniowa.