Według Głównego Urzędu Statystycznego w 2017 r. przyszło na świat 403,1 tys. dzieci. Dla porównania w 2016 r. było to 388 tys., czyli o ponad 15 tys. mniej. – Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze w 2014 r. GUS prognozował, że w 2017 r. urodzi się 346 tys. dzieci, to możemy mówić, że w stosunku do tych przewidywań jest to wzrost o blisko 20 proc. – mówi Bartosz Marczuk, wiceminister odpowiedzialny za sprawy rodziny.
Jak podaje GUS, wzrost liczby urodzeń dotyczy przede wszystkim dzieci urodzonych jako drugie, trzecie i kolejne w rodzinie. Spadła natomiast liczba dzieci, które urodziły się jako pierwsze.
Ale choć jest pewien wzrost, sprawa nie wygląda tak różowo. Problem przede wszystkim tkwi w tym, że wciąż nie ma jeszcze zastępowalności pokoleń.
I trudno będzie to zmienić, bo w tzw. okres rozrodczy wchodzą właśnie roczniki niżu demograficznego. To, co mogło zmienić tę sytuację, to roczniki tzw. wyżu przełomu lat 70. i 80. Oni jednak nie myślą już o dzieciach. W Polsce po 35. roku życia rodzi zaledwie co ósma kobieta, co oznacza, że raczej nie można liczyć, że Polki nagle zainteresują się późnym macierzyństwem.
– Trzeba także wziąć pod uwagę to, że ponad 2 mln młodych ludzi mieszka i pracuje za granicą. Jeśli będą mieć dzieci, to właśnie tam – zwraca uwagę prof. Ewa Budzyńska, socjolog rodziny z Uniwersytetu Śląskiego. – W demografii powstała dziura, którą niełatwo będzie zasypać – tłumaczy.