Rz: Nowy założył pan w 2006 roku jako stowarzyszenie non profit. Jak podsumować te wszystkie lata? Łatwo było czy pod górkę?
Piotr Sieklucki: Niełatwo jest zrobić rachunek sumienia, patrząc dziesięć lat wstecz; tym trudniej pewnie byłoby przyjąć pokutę! Dziś jako Teatr Nowy Proxima, działający nadal jako organizacja pozarządowa, jesteśmy bardziej wyważeni, co nie znaczy, że mniej zaczepni. Nasz teatr wyrósł na różnego rodzaju prowokacjach. Nie było łatwo, bo igrając z krakowską bohemą i władzami, najprościej można nas było ukarać brakiem dotacji, na zasadzie „weźmiemy ich głodem”. Na szczęście nie musieliśmy jeść, wystarczało nam tylko picie! Podczas otwarcia Teatru Nowego jeden z redaktorów TVP 3 dał nam maksimum dwa lata. Jako że życie bywa przewrotne, okazało się, że dwóch lat nie przetrwała jego redakcja. Z roku na rok mieliśmy się coraz lepiej, aż po czterech latach przyszedł trudny dla nas moment, nazwijmy to kryzysowym czasem ministra Zdrojewskiego. Najtrudniej nam, „lewakom”, było za rządów PO. Minister nigdy nie odpowiedział na nasze listy i prośby o spotkanie. Próbowałem pocztą, gołębiem, e-mailem, poprzez krakowskiego posła, zaprzyjaźnionego radnego… Nic. Cisza. Powiem coś, co będzie naszemu środowisku nie w smak: dziś jest dialog stron. Mogę przyjść, przedstawić pomysł, pokazać, co do tej pory zrobiliśmy, zaprezentować nasze dwa społeczne, niesłychanie ważne programy pomocy seniorom i dzieciakom z małych gmin i wsi, i czuję się wysłuchany. Mam dość wrzasku osób, które wrzeszczą, bo straciły możliwość decydowania w kwestii „komu i ile”. Ten wrzask staje się nieznośny, ale milknie, gdy pojawia się interes własny. Przypadki można mnożyć. Znów stawiam się pod ścianą. Trudno.