Pan, jako były wioślarz, mieszkaniec Gorzowa, wokół którego jest mnóstwo terenów zielonych, mocno zaangażował się w rozwój turystyki, zwłaszcza wodnej…
To jest dziedzina bardzo mi bliska. Już jako dyrektor sportu w Gorzowie kontaktowałem się z samorządowymi komórkami w Berlinie zajmującymi się turystyką. Spotkałem w Niemczech mnóstwo osób, które chcą korzystać z naszych rzek, na przykład z drogi wodnej łączącej Berlin z Gdańskiem. To jest droga wodna NDW 70, gdzie można również korzystać z wielkiej pętli wielkopolskiej. Istnieje jeden do dziś nierozwiązany mankament. Prawo bardzo utrudnia montowanie w przystaniach wodnych dystrybutorów z paliwem. Mariny na nabrzeżach nie są przystosowane do obsługi ruchu motorowodnego. To hamuje rozwój turystyki wodnej. Można zawinąć do tych przystani, przenocować przy nich, ale brakuje wielu rzeczy, których oczekują wysoko wykwalifikowani turyści nie tylko z Niemiec, ale i z Europy Zachodniej. Oni potrzebują zatankować motorówkę, oczyścić łodzie z odpadów. Pocieszające jest to, że ci ludzie odkrywają piękno naszego regionu i chcą tu przyjeżdżać, często nawet na weekend. Sam pływałem parokrotnie motorówką, kajakiem, łodzią wioślarską od Gorzowa do Kostrzynia, gdzie część trasy prowadzi przez Park Narodowy Ujście Warty i doskonale wiem, jak urokliwa to kraina. Niemcy też to odkryli. Dla nich jest to coś niebywałego. Nasze rzeki są nieuregulowane, pełno wokół nich ptactwa wodnego, bobrów, choć one niszczą nasze umocnienia, ale jednocześnie przybliżają nas do natury. Myślę, że warto stworzyć także turystom z zewnątrz warunki do swobodnego uprawiania sportów wodnych, dopóki chcą do nas przyjeżdżać. W polskiej turystyce wciąż tkwią ogromne rezerwy.
Często wsiada pan jeszcze do łódki?
W ubiegłym roku nie siedziałem w łodzi. Najwyżej pracowałem na ergometrach. Kiedyś narzekałem na to urządzenie, uważałem, że to najgorszy trening z możliwych, ale dziś je doceniam i spokojnie, choć niezbyt regularnie, godzinę albo półtorej w ten sposób powiosłuję. W poprzednich latach częściej schodziłem na wodę, kiedy uczyłem wiosłować mojego syna. Pływałem wtedy łódką treningową. Ze sprzętu wyczynowego nie korzystałem zbyt często, bo jest go mało w klubie i uważam, że lepiej, żeby korzystali z niego czynni zawodnicy.
Z AZS Gorzów wywodzi się pan, innym złotym medalistą w wioślarstwie jest Michał Jeliński, ale w Rio de Janeiro jedynym olimpijczykiem z klubu był Zbigniew Schodowski pływający w ósemce. Czy tak trudno wychować następców?
Nie zapominajmy, że w Rio reprezentowała AZS kajakarka Karolina Naja i zdobyła medal. AZS jest niewielkim klubem, a mimo to z wielkimi osiągnięciami w sportach wodnych. Mamy ciekawe zaplecze, zawodników którzy zdobywają medale w mistrzostwach młodzieżowych i próbują przebić się teraz do reprezentacji seniorów. Dobry przykład to Olga Michałkiewicz, która jest dwukrotną złotą medalistką młodzieżowych mistrzostw świata w czwórce podwójnej. Od niedawna działa Szkoła Mistrzostwa Sportowego o profilu wioślarskim. Dzięki temu możliwości wychowania przyszłych medalistów olimpijskich znacznie się zwiększyły.