Szczęście na motocyklu

Bartosz Zmarzlik ma dopiero 21 lat i jest już trzecim żużlowcem świata. Dumny jest z niego cały Gorzów.

Publikacja: 03.11.2016 21:00

Szczęście na motocyklu

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Start do finałowego biegu Grand Prix Australii w Melbourne, a zarazem ostatniego wyścigu sezonu 2016, nie wyszedł Bartoszowi Zmarzlikowi najlepiej – po pierwszym łuku był na ostatnim miejscu. Na drugim okrążeniu Polak wyprzedził Szweda Antonio Lindbaecka, by na kolejnym zbliżyć się do Taia Woffindena. Atak na Brytyjczyka się nie powiódł, choć młody gorzowianin ścigał go do ostatnich metrów.

Trzeci na pudle

Kończący Grand Prix Australii wyścig zdecydował, że debiutujący w tym cyklu Zmarzlik nie zdobył srebrnego medalu, tylko musiał zadowolić się brązem. Nie ma jednak mowy o porażce. Przed sezonem niewielu oczekiwało, że to właśnie Zmarzlik będzie najlepszym z trójki Polaków jeżdżących w indywidualnych mistrzostwach świata. Przecież w cyklu dla najlepszych żużlowców globu startował po raz pierwszy. Miał wprawdzie już jakieś doświadczenie, bo kilkakrotnie występował z „dziką kartą” w turniejach Grand Prix. Jeden nawet wygrał, stając się najmłodszym zawodnikiem, który tego dokonał.

Gdy triumfował w rodzinnym Gorzowie w 2014 roku, miał dokładnie 19 lat i 140 dni. Ale to był turniej w Polsce, na torze, który dobrze znał, natomiast w tym roku niemal połowa turniejów GP miała odbyć się na torach układanych kilka dni przed zawodami. Taka nawierzchnia sprawia problemy nawet doświadczonym zawodnikom. Sukcesem miało być miejsce w czołowej ósemce, co oznacza zakwalifikowanie się do cyklu GP na następny rok. Tymczasem rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania.

Ta historia rozpoczęła się na przełomie wieków. Malutki Bartuś (do tej pory nazywany tak pieszczotliwie przez kibiców) przypadkiem dostał ulotkę o pokazowych zawodach żużlowych, które miały miejsce w Barlinku, z którego pochodzi. – Pojechaliśmy na tę imprezę i zobaczyłem jak po torze na małym motorku jeździ chłopiec w moim wieku. Zapytałem taty, dlaczego ten chłopiec może sobie tak jeździć przy wszystkich kibicach, a ja nie mogę. Kilka tygodni później ja też już jeździłem, a w międzyczasie okazało się, że tym małym chłopcem był Adrian Cyfer – mój aktualny kolega ze Stali Gorzów – wspominał Zmarzlik w wywiadzie udzielonym dla Radia ZET. Później była słynna szkółka miniżużla w Wawrowie, ale już w wieku 13 lat Bartosz przesiadł się na duży motocykl.

Pierwsze starty

Debiut w wieku 16 lat (i 13 dni) w Lesznie rozpoczął pierwszy, od razu rekordowy sezon w karierze Zmarzlika – w pierwszym roku startów zdobył w ekstralidze 51 punktów. Wcześniej nie udało się to żadnemu debiutantowi. – Kariera Bartka rozwijała się wręcz modelowo – mówi Krzysztof Cegielski, niegdyś również świetnie zapowiadający się gorzowski zawodnik, którego karierę przerwała bardzo poważna kontuzja, obecnie ekspert telewizyjny Canal+.

– Zmarzlik co roku podnosił swoje umiejętności i poprawiał osiągnięcia. Dobrze zapowiadających się żużlowców było wielu, świetnych technicznie, np. na minitorach. Później decyduje jednak praca nad sobą i umiejętność jazdy pod presją. To chyba nie jest do wyuczenia, to trzeba mieć w genach. Bartkowi udawało się od początku – tłumaczy Cegielski.

Przed Zmarzlikiem teraz kolejne wyzwanie, bo w żużlu często najtrudniejsze jest przejście z juniora do seniora. Teraz na jego barkach będzie spoczywać większa odpowiedzialność za wyniki Stali. Krzysztof Cegielski nie widzi jednak specjalnych zagrożeń. – Już w zeszłym roku to dzięki niemu Stal nie spadła z ekstraligi, jako jedyny nie zawiódł. W tym roku był najlepszym zawodnikiem nie tylko w lidze polskiej, ale i w Szwecji, gdzie startował jako senior. Jedyne, co może się przytrafić negatywnego, to kontuzje. Jestem spokojny o jego umiejętności – już teraz ma takie panowanie nad motocyklem, że trudno sobie wyobrazić, by popełniał błędy. Sprzęt natomiast zapewniają mu nie tylko fachowcy zagraniczni, jego tata też potrafi przygotować wcale nie gorszy silnik – zapewnia Cegielski.

W Gorzowie Zmarzlik jest teraz gwiazdą, deklaruje, że nie wyobraża sobie, by miał ze Stali odejść. Trudno sobie wyobrazić Stal bez Zmarzlika, choć bywało, że odchodziły nawet największe legendy. Jak Piotr Świst, który zresztą w październiku zorganizował swój pożegnalny turniej – wygrany oczywiście przez Zmarzlika. Świst – wieloletnia podpora Stali – zszokował swego czasu Gorzów, przechodząc za pierwszym razem do Stali Rzeszów, za drugim do lokalnego rywala z Zielonej Góry. Tyle, że wówczas gorzowski żużel przeżywał kryzys. Obecnie ma się znakomicie, a na trybunach stadionu im. Edwarda Jancarza jest najwyższa frekwencja w Polsce.

Tłumy przychodzą w dużej mierze na Zmarzlika, który porywa nie tylko swoją jazdą, ale i osobowością. „Jastrząb o głosie wróbelka” – jak nazwał go w jednej z transmisji Tomasz Dryła z Canal+ deklaruje, że nie pije alkoholu, nie przepada nawet za Colą. W sezonie absolutnie nie imprezuje. – Kocham żużel i po co miałbym zajmować się czymś innym? Najszczęśliwszy jestem na motocyklu lub pracując przy nim w warsztacie – mówił w wywiadzie, który kibice mogli przeczytać w programie na tegoroczne Grand Prix Polski.

Skoncentrowany jest na żużlu, ale nie „gwiazdorzy”, nie zapomina o kolegach, z którymi potrafi umówić się na niedzielny motocross. Gdy trzeba, to siądzie za kierownicę taksówki, by jeździć po Gorzowie i zapraszać kibiców do przyjścia na mecz. Pytany w wywiadzie dla klubowej strony internetowej o nadchodzące plebiscyty dla najlepszych sportowców, odpowiada skromnie: „Jest wielu lepszych ode mnie, znam swoje miejsce w szeregu.”

Rodzinne wsparcie

Atutem Zmarzlika jest rodzinny, uzupełniający się team. Jednym z mechaników (oraz managerem) jest brat Paweł, który także był nieźle zapowiadającym się żużlowcem, ale po wypadku i zakończeniu kariery skoncentrował się na pomocy bratu. Potrafi go czasem skrytykować, za to dla taty – najważniejszego w ekipie – Bartek zawsze jest najlepszy na świecie. Przeciwieństwem Zmarzlika seniora jest mama Bartka, skupiająca się na kwestiach logistycznych. Jak mówi Krzysztof Cegielski, to osoba pełna energii i wewnętrznej siły. I jest jeszcze babcia, której Bartek nigdy nie zapomina pozdrowić przy okazji wywiadów.

Tę naturalność w Gorzowie cenią. I można być pewnym, że dopóki Zmarzlik w Stali jeździ, dopóty koniunktura na żużel w tym mieście się nie zmieni. Zresztą nie tylko w Gorzowie. Po wpadce z organizacją turnieju Speedway Grand Prix w Warszawie w 2015 roku (turniej przerwano z powodu fatalnych warunków) organizatorzy obawiali się, że w tym roku trybuny Stadionu Narodowego nie zapełnią się w komplecie. Zapełniły się, i można mieć pewność, że tak samo będzie 13 maja 2017 na kolejnej edycji.

Od Zmarzlika będzie się teraz oczywiście oczekiwać więcej, ale on sam podchodzi do tego jak zwykle – skromnie. Powtarza, że celem w przyszłym sezonie będzie utrzymanie się w czołowej ósemce cyklu Grand Prix. Kibice nie mają jednak wątpliwości. „Nikt mnie tak nie pasjonował od czasów Tomka Golloba” – napisał na Twitterze Zbigniew Boniek, kibic żużla.

Start do finałowego biegu Grand Prix Australii w Melbourne, a zarazem ostatniego wyścigu sezonu 2016, nie wyszedł Bartoszowi Zmarzlikowi najlepiej – po pierwszym łuku był na ostatnim miejscu. Na drugim okrążeniu Polak wyprzedził Szweda Antonio Lindbaecka, by na kolejnym zbliżyć się do Taia Woffindena. Atak na Brytyjczyka się nie powiódł, choć młody gorzowianin ścigał go do ostatnich metrów.

Trzeci na pudle

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej