Znacznie większe możliwości dla lokalnych przedsiębiorców daje zbudowanie wokół tego prężnie rozwijającego się rynku całej gamy usług dla turystów.
Winiarnie działają na nich jak magnes. Na pewno w Polsce siła jego przyciągania będzie mniejsza niż w takich potęgach w produkcji wina, jak Francja czy Włochy, ale od czegoś trzeba zacząć.
We Francji, gdzie w zasadzie każdy region może się pochwalić setkami lat tradycji w produkcji wina, opanowano tę sztukę do perfekcji. W Bordeaux turyści krążą tłumami, na zorganizowanych wycieczkach bądź samodzielnie tworzonych trasach. Otwierają się dla nich nawet tak ekskluzywne i prestiżowe winnice, jak Château d’Yquem – wino pochodzące z tej winnicy z końca XVIII wieku to najdrożej sprzedana butelka białego wina w historii, kosztowała 100 tys. dol. W tej winiarni, o ile ktoś nie ma ogromnego budżetu nie ma co liczyć na degustację, ale sam obiekt można spokojnie obejrzeć.
Inne, produkujące trunki z niższej półki na turystów czekają – w nieco lepszym opakowaniu po miłej degustacji goście z zagranicy płacą za wino kilka razy więcej, niż gdyby trunek miał zostać skierowany do sklepu. Jeszcze dodatkowo zapłacą za poczęstunek z mikroskopijnymi grzankami i przekąskami z pobliskiego supermarketu – oczywiście za odpowiednio zawyżoną cenę.
Miasteczko Saint-Émilion jest niemal zadeptywane przez tłumy turystów żądnych nowych smaków i całej tej otoczki. Wino w chłodnej piwnicy w otoczeniu starych beczek i w przytłumionym świetle po prostu smakuje lepiej. Skłania też do wydawania pieniędzy.