Na szczecińskiej Wyspie Grodzkiej otwarta została Miejska Strefa Letnia. To dziwna nazwa ma być synonimem plaży, bez możliwości kąpieli. Zwiezienie kilkudziesięciu wywrotek piachu na Wyspę Grodzką i stworzenie tu terenu rekreacyjnego wymyślili miejscy urzędnicy. Wydali na to 200 tys. zł.
– Zakup, transport, rozprowadzenie i wyrównanie piasku kosztowało 116 tys. 850 zł. – precyzuje Tomasz Owsik-Kozłowski z Żeglugi Szczecińskiej. – Na prace porządkowe, zebranie odpadów znajdujących się pod wierzchnią warstwą gruntu itd. przeznaczono 48 tys. 600 zł. Reszta wydatków to wyposażenie strefy – wyjaśnia rzecznik prasowy Żeglugi Szczecińskiej.
Ta miejska spółka zarządza nadodrzańskimi nabrzeżami i niedawno zbudowaną na wyspie Grodzkiej mariną. Plażą zajęła się trochę z konieczności, bo nie znalazł się inny zarządca. Na zaproszenie miasta (publikowane w mediach) odpowiedział jeden lokalny przedsiębiorca, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
– Dzień przed otwarciem – zdradza Owsik-Kozłowski. – Dlaczego? Powód wycofania się oferenta nie został nam przedstawiony.
Wiadomo, że umowa miała zostać podpisana na jedne sezon. I że zarządca miał prowadzić na wyspie punkt gastronomiczny. Urzędnicy tłumaczyli, że w regulaminie Miejskiej Strefy Letniej „nie planują wprowadzenia zapisu dotyczącego zakazu spożywania alkoholu”. Po otwarciu (8 lipca) MSL okazało się, że zakaz jest. Natomiast gastronomii, choćby budki z hot-dogami i napojami, nie ma. W takich okolicznościach – hucznej inauguracji też nie było. Przez pierwsze dni wielka piaskownica na wyspie Grodzkiej świeciła pustkami. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu.