Ostatniej zimy przy nadmorskiej promenadzie w Ustce pojawiły się – jak co roku – koparki i spychacze. Na plaży, zagrożonej stale przez napór morza, zalewanej przez fale – zwłaszcza podczas niszczycielskich czerwcowych sztormów – wysypano tysiące ton piachu.
Ale tegoroczna „refulacja”, czyli odzyskiwanie i umacnianie brzegu, była prawdopodobnie na długi czas ostatnią. W Ustce zakończyła się z końcem ub.r budowa „sztucznej rafy”, która chronić ma plażę i sprawić, że będzie się ona poszerzała. Jak mają nadzieję władze i żyjący z turystyki mieszkańcy kurortu – nawet do ponad 50 m.
Budowa sztucznych raf zakończyła się także w Rowach i Łebie. W obu tych kąpieliskach, podobnie jak w Ustce, abrazja, czyli proces niszczenia i podmywania brzegów morskich przez prądy i fale, dotykający całego prawie polskiego wybrzeża, jest szczególnie intensywny.
Dotychczasowe wysiłki podejmowane w celu odbudowy plaż z biegiem lat przypominały coraz bardziej syzyfowe prace. W dodatku, w następstwie globalnego ocieplenia należy spodziewać się coraz silniejszych sztormów i wyższych fal oraz wzrostu o co najmniej 5 cm poziomu wód Bałtyku. Sztuczne rafy mają chronić przed zalewaniem i niszczeniem nie tylko plaże, lecz także przybrzeżne tereny miejskie. Ich budowa to wielki projekt – łączny koszt inwestycji finansowanej w 85 proc. przez Unię Europejską wynosi aż 145 mln zł.
Sztuczne rafy dobrze sprawdziły się m.in. na Florydzie oraz w krajach południowej Europy. Zachęcający przykład krajowy daje Kołobrzeg, gdzie plaża, niedawno niemal już nieistniejąca, ma – dzięki budowie podwodnych progów – szerokość kilkudziesięciu metrów.