Ta wiadomość sprowokowała mnie do sentymentalnych wspomnień z czasów młodości, czyli z końca lat 70. i 80. Nie było wtedy całonocnych sklepów z alkoholem. Tzn. nie było oficjalnie. Te nieoficjalne nazywane były w Krakowie „metami”, a ponieważ były nielegalne, więc nie eksponowały towaru w witrynach, a raczej w oknach.
Najbardziej znaną były „dorożki”. W nazwie nie było nic konspiracyjnego, a nawet było wiele dekonspirującego. Wódkę, ukrytą we wnętrzu dorożkarskiego kozła sprzedawał fiakier. W zimowe noce była nawet zmrożona! No i można było od razu zamówić kurs z powrotem na imprezę. „Dorożki” dotrwały do wolnej Polski.