Czasem trzeba poluzować krawat

Do pracy trenera szykowałem się 20 lat i prędzej czy później swoje cele w tym zawodzie osiągnę – mówi Jacek Magiera, doradca zarządu Motoru Lublin.

Publikacja: 12.05.2016 23:00

Czasem trzeba poluzować krawat

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Rz: Trenerzy z Lublina zrobiliby pewnie wiele, by dostać się do Legii choćby i na staż. Co pana skusiło, by wybrać odwrotny kierunek?

Jacek Magiera: Piękny stadion, duże miasto ze sportowymi ambicjami. W Lublinie przez lata nie udawało się zrobić wyraźnego kroku w przód. A ja lubię wchodzić do takich miejsc, budować w trudnych warunkach.

Czy przed podjęciem pracy w Motorze Lublin dzwonił pan do Jacka Bąka lub Jacka Krzynówka?

Nie, z nikim się nie kontaktowałem. Rozmawiałem tylko z prezesem Waldemarem Leszczem. Nasze rozmowy trwały kilka miesięcy. Zaczęliśmy we wrześniu, chwilę po tym, gdy odszedłem z Legii. Prezes chciał, bym zajął się odbudową piłki w Lublinie. Widział mnie w roli trenera albo dyrektora sportowego. Ostatecznie podjąłem pracę dopiero pod koniec roku. Z początku nie chciałem zmieniać otoczenia, miałem inne zobowiązania w Warszawie. Ale dałem się przekonać. Ustaliliśmy, że w Lublinie będę doradcą zarządu ds. sportowych. Odpowiadam za seniorów i młodzieżowców. Mam pomagać nowym trenerom – Tomaszowi Złomańczukowi oraz Grzegorzowi Komorowi. Choć nie ma mnie na każdym treningu, to jestem do ich dyspozycji. Mamy wspólny cel, czyli awans do II ligi.

Pytam, bo Bąk i Krzynówek swego czasu zainwestowali w Motor, chcieli go odbudować, ale wycofali się, tłumacząc, że trafili do klubu, którym rządzi prowizorka i chaos…

Jeśli jest chaos, to trzeba poukładać. Nigdy nie bałem się pracy i wyzwań. Oczywiście, słyszałem o klubie różne opinie, ale plotkami nie zawracam sobie głowy. Tym bardziej że klubem i miastem rządzą już inni ludzie. Dla mnie kluczowa była rozmowa z prezesem Leszczem, który jasno poinformował mnie o tym, w jakim miejscu jest Motor, jakie ma kłopoty. Zresztą przez pierwszy miesiąc pracy w Lublinie bacznie przyglądałem się temu, co dzieje się tu, na miejscu. Wiem już, w czym mogę pomóc. Szkoda Motoru w tak niskiej lidze.

W Lublinie nie było ekstraklasy od 1992 roku…

I na razie o niej nie myślimy. Najpierw awansujmy do II ligi. Mamy kilku zawodników o dużym doświadczeniu, jak Artur Gieraga, Kamil Stachyra czy Julien Tadrowski, którzy zasługują na grę w wyższej lidze. Awans to nasz główny cel. Być może zaczynamy budowę domu od dachu, ale tylko w ten sposób możemy dać Motorowi rozpęd do dalszej pracy – rozbudowy akademii, pracy z młodzieżą.

Na jak długo podpisał pan kontrakt?

Związaliśmy się do końca sezonu. Czemu tak krótko? Z różnych powodów. Niedługo będziemy rozmawiać o tym, co dalej. Furtka do dalszej współpracy jest otwarta. Ale bez względu na to, czy zostanę czy nie, Motorowi będę kibicował. Ludzie z Lublina zawsze mogą liczyć na moją pomoc. Bije od nich chęć do pracy. Zawsze to ceniłem – u siebie i u innych.

Dlaczego pracuje pan w roli doradcy, a nie trenera?

Rola, jaką mam w Motorze, pozwala mi inaczej spojrzeć na drużynę. Z perspektywy ławki nie widać tego, co dzieje się dookoła zespołu, jest się skoncentrowanym na wydarzeniach na boisku. Tymczasem zza biurka czy z trybun widać więcej, słychać więcej. To dla mnie bardzo cenne doświadczenie. Nie ukrywam jednak, że to praca w roli trenera seniorskiego zespołu jest dla mnie celem. Szykowałem się do niej przez ostatnich 20 lat. I prędzej czy później podejmę się takiego wyzwania.

Przed sezonem miał pan ponoć oferty pracy w ekstraklasie. Mówiło się o Koronie Kielce…

Nie miałem ofert z ekstraklasy, a o Koronie tylko się spekulowało. Mówię wprost, bo nie widzę powodów, by dowartościowywać się takimi plotkami. Miałem oferty z I i II ligi. Ale świadomie chciałem zrobić sobie rok przerwy od trenerki. A może i więcej. Chciałem odpocząć. Ale nie tak, by leżeć do góry brzuchem, tylko móc spojrzeć z dystansem na to, co za mną, poczytać, dokształcić się, przeanalizować przeszłość i wejść w nowy projekt ze świeżymi pomysłami. W tym czasie współkomentowałem mecze, organizowałem konferencje, brałem udział w projekcie „Piłkarski diament”. To też jest rozwój. A prawdziwego urlopu nie miałem od 20 lat. Teraz w końcu mogę wstać o 8, a nie 5.30, wyjść wieczorem na spacer z żoną i dziećmi. To jest cenne i trzeba to pielęgnować. Nie można żyć pod ciągłym ciśnieniem. By móc spokojnie oddychać, czasem trzeba poluzować krawat.

Ułożył pan sobie w głowie to całe zamieszanie, które powstało w momencie, gdy rozstawał się pan z Legią?

Jak najbardziej. Cieszę się, że moi zawodnicy z rezerw i Centralnej Ligi Juniorów wiele się ode mnie nauczyli, bo odbieram takie sygnały. Jestem z nimi w kontakcie, dzwonią do mnie i dzielą się sukcesami i problemami. Z prezesem Bogusławem Leśnodorskim także przynajmniej raz w miesiącu jemy wspólny obiad. Nie ma między nami żadnego konfliktu.

Odszedł pan z Legii w czerwcu, a wkrótce potem Legia pożegnała się z Henningiem Bergiem. Nie żałuje pan, że nie poczekał, że być może była szansa, by zająć jego miejsce?

Absolutnie o tym nie myślałem i w żadnym wypadku nie żałuję. Były takie głosy, że mógłbym zostać trenerem Legii, ale nie wychodziły ani ode mnie, ani ze strony władz klubu. To były tylko plotki. A mnie nie nigdy nie zależało na tym, by zdobyć kolejny wpis do życiorysu. Nie mam takiego ciśnienia.

Wiele mówiło się o pana konflikcie z Bergiem.

Nie chcę już do tego wracać. Życzę mu jak najlepiej w nowym miejscu pracy. Od czasu mojego odejścia z Legii nie mieliśmy kontaktu, ale myślę, że jak spotkamy się gdzieś na lotnisku, to uściśniemy sobie dłonie i chętnie porozmawiamy.

Mam wrażenie, że pana dotychczasowa praca, głównie z legijną młodzieżą, nie polegała tylko na jej trenowaniu, ale także byciu mentorem. Był pan dla nich „coachem”?

Tak, ale właśnie w ten sposób widzę swoją pracę. Dla mnie bycie trenerem to coś więcej niż tylko przebywanie z drużyną na boisku. Nie wyobrażam sobie, że o 10 mamy trening, a o 12 o wszystkim zapominamy i rozjeżdżamy się do domów. Dla mnie najważniejsze jest tworzenie, praca, by jej efekty było widać po tym, jak grają i jak zachowują się moi młodzi piłkarze. Powtarzam im, że to, jak zachowują się poza boiskiem, jest moją wizytówką. Mój pierwszy trener w Rakowie Częstochowa powtarzał, że pracując w piłce przez wiele lat, z czasem zyskuje się bardzo dużą rodzinę. Miał sporo racji. Z moimi piłkarzami przeszedłem już wiele, łącznie z nocną podróżą ze zgrupowania do szpitala, na salę porodową do partnerki gracza. Cieszę się z każdego ich sukcesu. Nie wszystkim wychodzi na boisku, ale jeśli dają sobie radę w życiu, to już są wygrani.

Niedawno wywiadu udzielił młody piłkarz Jan Stolarski. Swego czasu odniósł dramatyczną kontuzję, omal nie amputowano mu nogi. Pan pomógł mu bezinteresownie, wcześniej nawet go nie znając.

W tramwaju zaczepił mnie jego brat, Karol. Krępował się, ale w końcu opowiedział, że jego brat Janek przeszedł operację, potrzebuje rehabilitacji. Zaprosiłem go na Legię i wszystko załatwiłem. Skoro miałem taką możliwość, to dlaczego nie pomóc temu chłopakowi? Nie pomagam po to, by trafić na pierwsze strony gazet.

Myślał pan kiedyś nad pracą w młodzieżowej reprezentacji?

Oczywiście. To byłoby dla mnie wyróżnienie i w pewnym stopniu także spełnienie. Na razie nie dostałem takiej propozycji. A o plany na moją dalszą karierę trzeba pytać tego na górze. Co będzie za miesiąc, rok? Nie wiadomo.

Zastanawiam się, czy ta wrażliwość nie stanie panu na przeszkodzie w pracy trenera seniorskiej drużyny, gdzie trzeba mieć twardą skórę.

Moim zdaniem wrażliwość nie wyklucza twardej skóry. Zresztą, jeden trener jest gburowaty i niewiele poza wynikami go interesuje, drugi będzie rozmawiał, liczył się ze zdaniem innych. Są różne szkoły. Z jednej strony promuje się „łobuzów”, jak Diego Simeone czy Pep Guardiola. Ale czy Kazimierz Górski był despotą? Czy Walery Łobanowski żył przy linii jak Guardiola? Czy Orest Lenczyk tak robił? Nie, a mimo to jest bardzo szanowany i ceniony, za swoje własne spojrzenie i zasady. Najgorzej jest udawać kogoś, kim się nie jest.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej