Po prawdzie, to nie przystanek, bardziej przystaneczek. Ławka, kawałek daszku, porwany rozkład. Jak ktoś nie stąd, to do Piotrówki trafić mu nie będzie łatwo. Zwłaszcza przy sobocie, kiedy przewoźnicy mają wolne. Prędzej pekaesem dojedzie się do Niemiec, gdzie pracuje na oko jedna piąta okolicy. Albo i wyjeżdża na stałe. Bo tutejsze wsie się starzeją, wymierają – tak mówią ci, którzy zostali.
Kto nie znalazł pracy w Opolu, Strzelcach czy aglomeracji śląskiej, tego kuszą reklamy: „praca w Niemczech, od teraz, dzwoń”. Ale ludzie mieszkają tu dobrzy. Pokierują, zaprowadzą. Jadąc z Opola, wystarczy zjechać na Strzelce, potem w kierunku Zawadzkiego, a jakieś trzy kilometry za Jemielnicą skręcić w lewo.
Wieś, w której mieszka 700 osób, gdzie stoi kościół, a prócz tego bar z zimnym piwem i boisko, dla jednych wymiera, ale dla innych jest celem i przepustką do lepszego świata, szansą na lepsze życie.
W ostatnią sobotę, w dniu ważnego ligowego meczu lokalnej drużyny piłki nożnej, wybrałem się tam sprawdzić, jak wygląda codzienne życie tej niecodziennej miejscowości.
Drużyna, jakiej nie było
O szansie na lepsze życie mówi Ireneusz Strychacz, chyba największy biznesmen w okolicy. Od przeszło 20 lat zajmuje się renowacją boisk i transportem. Ostatnio przewoził jupitery na stadion w Niecieczy, też malutkiej wsi, której drużyna piłkarska Termalica przebiła się właśnie do ekstraklasy. LZS-owi, którego Strychacz, pasjonat piłki, od kilku lat jest prezesem, nie wiedzie się tak dobrze.