Zdecydowanie stawiamy na patriotyzm

Konsumenci bardziej sympatyzują z polskimi markami niż kilka lat temu – mówi prezes Vistula Group Grzegorz Pilch.

Publikacja: 10.04.2016 15:53

Zdecydowanie stawiamy na patriotyzm

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Vistula jest na stałe zrośnięta z Krakowem, ale akurat tego wątku nie podkreślacie jakoś szczególnie, choćby w reklamach?

Grzegorz Pilch: Podkreślamy polskość, jesteśmy jedną z największych firm detalicznych w naszym kraju z przewagą polskiego kapitału. Działamy w dwóch głównych obszarach – mody (Vistula, Wólczanka, Deni Cler) oraz jubilerskim (W.Kruk). Grupa powstała z połączenia lub przejęcia kilku firm z siedzibami w różnych regionach Polski, ale wszystkie poza Deni Cler mają polskie korzenie.

Zdecydowanie stawiamy na patriotyzm. W Polsce konsumenci znacznie bardziej sympatyzują z polskimi markami niż jeszcze kilka lat temu. Dlatego też wybraliśmy do naszej nowej kampanii Roberta Lewandowskiego. Polak, odnosi sukcesy, nie tylko w kraju, ale i na świecie, jest dumny z tego, skąd pochodzi. Właśnie na takim patriotyzmie najbardziej nam zależy, we współczesnym stylu.

Związki z Krakowem są bardzo długie?

W 2017 r. będziemy obchodzić 50-lecie marki, ale historia firmy jest dłuższa, wywodzi się bezpośrednio od Krakowskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego, założonych w 1948 roku. Jego produkcja stopniowo, aż do lat 60., była lokowana w adaptowanych i nowo powstających budynkach przy ul. Nadwiślańskiej. Powstał kompleks obiektów wchodzących od 1967 r. w skład Zakładów Przemysłu Odzieżowego Vistula. W latach 70. firma uzyskała charakter wielozakładowy, filie powstałych w Myślenicach, Staszowie, Przeworsku i Łańcucie. Wraz z nimi rosła renoma firmy, jeśli chodzi o klasyczną konfekcję męską, od 1966 r. jej profil nie obejmował już seryjnych kolekcji dla kobiet.

Dzisiaj Vistula już nie prowadzi własnej produkcji?

W latach 90. cała branża odzieżowa przechodziła komercjalizację, zakłady zostały sprzedane, część – spółkom zakładanym przez ich kadrę menedżerską. Nadal działają i należą do rodzimych przedsiębiorców. Sama Vistula ma już tylko jeden swój zakład szyjący koszule (dawny zakład Wólczanki w Ostrowcu Świętokrzyskim) i nie ukrywam, że ze względu na naszą strategię, która koncentruje się na projektowaniu i sprzedaży detalicznej naszych kolekcji, a nie na ich produkcji, chętnie byśmy go w takim modelu jak te wcześniejsze także sprzedali. Na razie jednak nie znaleźliśmy partnera, który byłby gotowy kupić zakład, unowocześnić park maszynowy i świadczyć nam usługę szycia. W takim modelu współpracujemy nadal z tymi wcześniej sprzedanymi fabrykami, ponieważ jesteśmy bardzo zadowoleni z jakości i terminowości ich pracy. Jeśli chodzi o garnitury, to nasze kolekcje powstają wyłącznie w Polsce.

Przez dekady wspomniane zakłady zbudowały sobie doskonałą opinię, na czym zyskujemy do dzisiaj. Co więcej, jakość ich pracy doceniło wiele marek globalnych. Do niedawna polskie zakłady, w których dzisiaj szyjemy, miały kontrakty z  markami globalnymi, jak Emanuel Ungaro, Hugo Boss czy Kenzo.

Po fuzji Vistuli z Wólczanką pozostał w Łodzi jakikolwiek ślad, skoro wasza druga marka tam miała siedzibę?

Nie w sensie produkcji, ale w Łodzi mamy obecnie salony wszystkich naszych marek, w tym oczywiście Wólczankę, natomiast już poprzednie zarządy skonsolidowały operacje, kilka lat temu, choć formalnie siedziba Vistuli zawsze była w Krakowie, to centralę operacyjną przeniesiono do Warszawy. Gdy kontrolę nad Vistulą przejęli nowi akcjonariusze z Almą na czele, centrala wróciła do Krakowa.

Spółka ma za sobą gorsze okresy, ale teraz koniunktura na rynku wam sprzyja.

Głównym problemem był kredyt zaciągnięty na przejęcie jubilerskiego W.Kruk. Całe szczęście udało się go zrestrukturyzować na bardzo korzystnych warunkach, za co jesteśmy bardzo wdzięczni Alior Bankowi, który uwierzył w nasze perspektywy i dał szanse na rozwój, dodatkowe środki dołożyli też akcjonariusze. Dzięki redukcji zadłużenia i dokapitalizowaniu pozbyliśmy się głównej bolączki – braku środków na zatowarowanie sklepów na odpowiednio wysokim poziomie. W przypadku mody ma to może trochę mniejsze znaczenie, ale jeśli chodzi o jubilerstwo, to kluczowa sprawa.

Odkąd dysponujemy większymi środkami, znacząco poprawiły się też wyniki. Przez dwa ostatnie lata dwucyfrowo rosną roczne wyniki sprzedaży i zyski operacyjne zarówno segmentu fashion, jak również jubilerskiego. W całej grupie w 2015 r. przychody wzrosły o 17 proc., do 518 mln zł, nasz zysk netto wzrósł z kolei aż o 39 proc., do 28,2 mln zł.

To efekt zarówno naszych działań, jak choćby wprowadzenia w Vistuli kolekcji casualowej, a w Wólczance doskonale przyjętej linii koszul damskich, jak i generalnie poprawy sytuacji na rynku konsumenckim.

Ten rok zaczął się dobrze?

Zdecydowanie tak, zaczęliśmy wręcz doskonale. Widzimy dwucyfrowe zwyżki sprzedaży, w marcu wzrosły r./r. o 17 proc., za trzy miesiące wzrost wynosi ponad 15 proc. Odnotowujemy pozytywne wyniki we wszystkich segmentach działalności i – co nas bardzo cieszy – w jubilerstwie wzrost sprzedaży w I kw. przekroczył 20 proc., przy utrzymaniu marży procentowej.

Grzegorz Pilch pracuje w Vistuli od 2008 r., rok później został prezesem. Od 1993 do 1999 r. pracował w Domu Maklerskim Penetrator, później przeszedł na stanowisko dyrektora operacyjnego i członka zarządu Alma Market, gdzie w latach 2001–2008 był też wiceprezesem. Jest absolwentem Wydziału Zarządzania Akademii Ekonomicznej w Krakowie.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10