W stolicy nie tylko Grunwald

Muzeum Narodowe w Warszawie przeszło niezwykłą jak na tego typu instytucję drogę, by dziś tradycję łączyć z nowoczesnością.

Publikacja: 26.01.2016 18:02

Wystawy w Muzeum Narodowym od lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem

Wystawy w Muzeum Narodowym od lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem

Foto: AFP

– To, jak obecnie wygląda nasze muzeum, jest wynikiem skomplikowanych okoliczności, w jakich przyszło działać jego twórcom i ich współpracownikom – zauważa dyrektor Agnieszka Morawińska.

Zaczątkiem nie były – jak w innych krajach – kolekcje gromadzone przez królów, gdyż pożary, rozbiory i wojny pozbawiły nas tego dziedzictwa. W Polsce na początku nie było zbiorów i nie było siedziby, nie było również woli politycznej zaborców stworzenia Muzeum Narodowego w Warszawie, dlatego wykluwało się ono tak powoli.

O dzisiejszym kształcie placówki przesądziły dwie instytucje powstałe w latach 60. XIX wieku: Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych (1860) i Muzeum Sztuk Pięknych (1862), zrodzone z pozytywistycznych idei działania na rzecz społeczeństwa i cierpliwego poszerzania zakresu wolności. Różniły się charakterem, celami i formami aktywności, ale po wielu zakrętach historii to ich dorobek stanowił podstawę tego muzeum.

Obecne Muzeum Narodowe przejęło w całości m.in. to, co po zawierusze wojennej pozostało z kolekcji Zachęty. W tym dzieło najbardziej utożsamiane dziś z tą placówką – „Bitwę pod Grunwaldem” Jana Matejki.

Zachęta dla muzeum

– W artystycznej geografii międzywojennej Warszawy to Zachęta ze swoją historyczna galerią, związanymi z nią malarzami oraz z „Bitwą pod Grunwaldem” w Sali Matejkowskiej była ostoją tradycjonalizmu – zauważa dyrektor Agnieszka Morawińska – a Muzeum Narodowe w kształcie, jaki uzyskało w ostatnim roku istnienia II Rzeczypospolitej, było instytucją nowoczesną, która osiągnęła swój stan równowagi, do jakiego już nigdy nie było jej dane powrócić.

Promowanie sztuki nowoczesnej, awangardowej – w opozycji do „zachowawczej” Zachęty – można było obserwować już na inauguracji nowego gmachu w 1936 roku. Muzeum Narodowym kierował wówczas legendarny Stanisław Lorentz. Na inaugurację wybrano nie prezentację naszych narodowych dziejów, lecz wystawę monograficzną Aleksandra Gierymskiego, którego twórczość miała charakter eksperymentalny w zakresie użycia środków malarskich. Stała się inspirująca dla artystów poszukujących formy i przeciwników anegdoty w obrazach. Drugą ekspozycję, „Malarze martwej natury”, poświęcono malarstwu europejskiemu w polskich zbiorach.

Okres II wojny światowej to czas niebywałego spustoszenia w muzealnych zbiorach. Profesor Stanisław Lorentz, który z narażeniem życia bronił narodowego dziedzictwa, otworzył po wojnie gmach poruszającą wystawą „Warszawa oskarża”.

– Wtedy w naszym muzeum znalazło się wszystko, co ocalało – mówi Agnieszka Morawińska. – Pamiątki z Zamku Królewskiego, obiekty z dworów, pałaców, dobra zabezpieczone. Profesor Lorentz głosił tezę, że skoro Warszawa poniosła największe straty wojenne i jest stolicą kraju, należy jej się wszystko, co najcenniejsze. I „Dama z gronostajem”, i wawelskie arrasy. To oczywiście budziło kontrowersje. Nikt jednak nie kwestionował, że był wielkim muzealnikiem, który służył radą i pomocą innym. Dzięki niemu powstały nowe placówki. Jednym z przykładów jest Muzeum Secesji w Płocku, któremu zapewnił zarówno obiekty, jak i pracowników.

Oświecony absolutyzm Stanisława Lorentza miał i tę zaletę, że profesor wykształcił rzeszę uczniów, którzy potem stali się cenionymi muzealnikami. Do ich grona należy właśnie obecna dyrektor, dr Agnieszka Morawińska, która wcześniej przez dziesięć sezonów kierowała Zachętą, a dyrekcję w Muzeum Narodowym w 2010 roku rozpoczęła od generalnego remontu i modernizacji.

– Chciałam ten gmach posprzątać, uwolnić od narośli powstałych z biedy. Wyeliminować przepierzenia, ścianki działowe – mówi dzisiaj. – W projekcie naszego gmachu pochodzącym z lat 20. XX w. nie widziano potrzeby budowy sal edukacyjnych, konferencyjnych ani też magazynów. W każdej galerii był rodzaj pakamery, gdzie przechowywano eksponaty, które nie zmieściły się na ekspozycji. Ale wtedy w muzeum było 60 pracowników, dziś w gmachu głównym jest ich 320. Było 100 tysięcy przedmiotów, a dziś jest około miliona, powierzchnia zaś ciągle pozostaje taka sama. Nie było działów promocji, nie było marketingu, działu pozyskiwania funduszy, IT, a to wszystko musimy zmieścić w gmachu.

Skojarzenia i kolekcje

Tak jak Muzeum Narodowe w Gdańsku kojarzy się z „Sądem Ostatecznym” Memlinga, Kraków – z „Damą z gronostajem”, tak Muzeum Narodowe w Warszawie kojarzy się przede wszystkim z „Bitwą pod Grunwaldem” Jana Matejki. Dyrektor Morawińska stale podkreśla, że to bardzo uproszczona teza:

– Muzeum w Warszawie to także najpiękniejsza kolekcja malarstwa polskiego z XIX i początku XX wieku, to jedyna na świecie, poza Chartumem, kolekcja malarstwa wczesnochrześcijańskiego z północnej Afryki, to niezwykła w skali światowej kolekcja sztuki późnego średniowiecza. Tych skojarzeń powinno być dużo więcej niż Grunwald.

Muzeum Narodowe w Warszawie zapisało się wieloma znaczącymi wystawami. Wystarczy wymienić tylko te z niedalekiej przeszłości, do których przed gmachem ustawiały się gigantyczne kolejki: „Impresjoniści”, „Mark Rothko”, monografie Olgi Boznańskiej, Jacka Malczewskiego czy Aleksandra Gierymskiego.

Oddziały i sublokator

Za największe swoje sukcesy dyr. Morawińska uznaje znalezienie odpowiednich kuratorów oddziałów.

– W ciągu trzech lat w Nieborowie i Arkadii Anna Czerwińska rozwinęła działalność edukacyjną, pomnożyła liczbę zwiedzających, podjęła szereg inicjatyw, które zbliżają wieś Nieborów i Łowicz do tego, co się dzieje w zamku, nawiązała ponadto kontakt z telewizją Arte. Z Królikarni Agnieszka Tarasiuk stworzyła z kolei muzeum, które prowadzi dialog z publicznością, a wystawa „Dunikowski Rodin”, przygotowywana wraz z Muzeum Rodina w Paryżu, będzie ważnym wydarzeniem.Pod kierownictwem Mariusza Knorowskiego przekształca się Muzeum Plakatu w Wilanowie. Na tegoroczne jubileuszowe biennale plakatu główną wystawę szykuje angielski historyk sztuki Dawid Crowley, który uwzględniając rolę polskiej szkoły w tej dziedzinie, spojrzy z zewnątrz na historię plakatu i zmieniającą się jego funkcję.

Agnieszka Morawińska wprowadziła sporo artystycznego fermentu do szacownego gmachu. Niektóre decyzje niezbędne do dalszego funkcjonowania placówki zostały jednak storpedowane.

– Kiedy tu przychodziłam, uważałam, że zakończę działalność wmurowaniem kamienia węgielnego pod nowy gmach muzeum – mówi. – Znalazłby tam miejsce międzymuzealny instytut konserwacji, który służyłby wszystkim warszawskim instytucjom muzealnym, łącznie z laboratorium naukowym. Powinna tam się mieścić cała sfera edukacji, muzeum dla dzieci, biblioteka, działy dokumentacji, ikonografii, fotografii z publicznie dostępną wielką czytelnią. Ten gmach planowany był na naszej działce przy ul. Książęcej, sąsiadującej z muzeum. Dwa lata temu wydawało się, że jestem o krok od jego budowy, ale wszystko się przesunęło. Teraz wiem, że już poza mój horyzont.

Jest też projekt podbudowania się pod dziedziniec główny muzeum z tzw. częścią publiczną: szatniami, informacją, kasami i toaletami. Muzeum jest pod tym względem bardzo słabo wyposażone, co hamuje zwiększenie frekwencji.

Od początku istnienia muzeum mówi się też o jego sublokatorze – Muzeum Wojska Polskiego, zajmującym lewe skrzydło gmachu. Ostatnio pojawił się pomysł przeniesienia go do Cytadeli.

– Profesor Lorentz liczył na odzyskanie tej części gmachu już pół wieku temu i ja, która zostałam wtedy jego asystentką, też bardzo na to liczyłam – mówi dyr. Morawińska. – Rozmawiałam ostatnio z ministrem Jarosławem Sellinem, który zarysował perspektywę początku następnej dekady. Tak daleko moje plany już nie sięgają, to będzie zadanie dla mojego następcy. Teraz zaś przystępujemy do realizacji projektu, który jest ewenementem w skali światowej – wystawy, którą robią tu dzieci. Nazywa się „W muzeum wszystko wolno” i mam nadzieję, że wszystkich zaskoczy. Wernisaż już 27 lutego.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora, j.boncza@rp.pl

– To, jak obecnie wygląda nasze muzeum, jest wynikiem skomplikowanych okoliczności, w jakich przyszło działać jego twórcom i ich współpracownikom – zauważa dyrektor Agnieszka Morawińska.

Zaczątkiem nie były – jak w innych krajach – kolekcje gromadzone przez królów, gdyż pożary, rozbiory i wojny pozbawiły nas tego dziedzictwa. W Polsce na początku nie było zbiorów i nie było siedziby, nie było również woli politycznej zaborców stworzenia Muzeum Narodowego w Warszawie, dlatego wykluwało się ono tak powoli.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej