Pomorskie galopady

Co ma piernik do wiatraka? W zasadzie to samo co Napoleon do Sopotu: Bez mąki zmielonej w wiatraku nie byłoby wspaniałego ciasta, bez rosyjskiej kampanii Bonapartego nie byłoby słynnego kąpieliska.

Publikacja: 29.06.2015 22:00

Na sopockim hipodromie oprócz wyścigów konnych, odbywały się wyścigi psów, strusi, motocykli,  a naw

Na sopockim hipodromie oprócz wyścigów konnych, odbywały się wyścigi psów, strusi, motocykli, a nawet zawody balonowe

Foto: Fotorzepa/Wojciech Kowerski

Nic nie powstaje z niczego i nie tkwi w próżni, dlatego nie ma przesady w stwierdzeniu, że sopockie molo tkwi w samym centrum historycznych wydarzeń dotyczących Polski. Ten, kto widzi Sopot tylko jako miejsce spacerów po najdłuższym na świecie drewnianym molo i miejsce festiwali piosenkarskich w Operze Leśnej, widzi zdecydowanie za mało.

Sopot jest w czepku urodzony. W 1283 roku książę pomorski Mściwój II podarował tę małą wioskę rybacką oliwskim cystersom, a ci już umieli o nią zadbać przez prawie 500 lat. Wieśniacy żyli dostatnio jak na średniowieczne standardy, ci z klasztornej wioski rolę uprawiali lepiej niż inni, nauczeni przez zakonników lepiej budowali, lepiej organizowali połowy, Pomorze brało z nich przykład. A bogaci gdańscy patrycjusze – od połowy XVI wieku – a także kupcy i dyplomaci z innych państw, lokowali w Sopocie letnie rezydencje.

Niedokończony powrót

Spa też nie jest współczesnym wynalazkiem. W Sopocie, już wtedy, pionierzy turystyki i rekreacji organizowali specjalne miejsca do morskich kąpieli. Ale były to pierwsze koty za płoty. Do powstania kąpieliska z prawdziwego zdarzenia potrzeba było wizji i rozmachu. I wtedy dopomógł los i historia. Wyprawa Napoleona na Moskwę skończyła się jego klęską, niedobitki armii Bonapartego ciągnęły przez Pomorze, które po I rozbiorze Polski znalazło się w zaborze pruskim. Tą drogą szedł także francuski chirurg, major Jean Georg Haffner, ten sam, którego pomnik znajduje się tuż koło Grand Hotelu. Doszedł do Gdańska i tu zakończył odwrót spod Moskwy, kupił kawałek ziemi i w 1823 r. wybudował zakład kąpielowy – dzisiejsze sopockie łazienki. Rok później postawił Dom Zdrojowy i zasadził opodal drzewa – dom i park istnieją do dziś, współcześni spacerowicze korzystają z alejek wytyczonych przez Haffnera. Natomiast z mola, które wybudował, nie pozostało nic. Istniejące obecnie, długości 511,5 m, zbudowano w latach 20. XX w. (Grand Hotel w 1927).

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bezładnie stojące letnie rezydencje przekształciły się w kurort. A gdy w 1870 r. znalazł się on na trasie kolei z Koszalina do Gdańska, z zacisznego kąpieliska dla bogatych przeobraził się w miejsce ludne i gwarne, rezydenci znaleźli się w mniejszości, z wagonów wysiadały panie i panowie, by spędzić w kurorcie kilka dni, niekoniecznie całe lato.

XIX wiek to w Europie żywiołowy rozwój linii kolejowych, i co za tym szło, przemysłu. Sopot stał się tego beneficjentem. W 1875 r. sopocki Browar Zameczek Górski (Bergschlosschen Breuerei Zoppot) wypuszcza pierwsze baryłki piwa.

Rok 1901, park zdrojowy, panie w długich sukniach, z parasolkami, panowie w tużurkach, przechadzają się już po miejskim parku, bowiem w tym roku Zoppot otrzymał prawa miejskie – jeśli to komuś coś mówi, zaledwie ćwierć wieku przed Gdynią.

Jak grzyby po deszczu wyrastają wille, domy wczasowe, przybywa kuracjuszy. W 1903 r. nowy Zakład Balneologiczny, tuż koło mola, przyjmuje pierwszych kuracjuszy. Szokuje nowoczesnością, oferuje kąpiele w podgrzewanej wodzie morskiej, masaże, okłady borowinowe.

Zoppot mówi po niemiecku, ale polską mowę też słychać na każdym kroku. Wprawdzie nie ma państwa polskiego, ale Polacy żyją rytmem Europy, są przemysłowcami, adwokatami, naukowcami, niejeden Wokulski bawił w tym miejscu, które stało się modne i znane w Europie. Mówi się o nim „Riwiera Północy”. Jak na riwierę przystało, miasto funduje więc sobie korty tenisowe i tor wyścigów konnych.

Ach, te wyścigi!

Ten, kto zdecyduje się zobaczyć w Muzeum Sopotu wystawę „Galopem wokół historii Hipodromu Sopot” (czynną do 4 października), przekona się, że Sopot to naprawdę coś więcej niż dreptanie po molo i „szarpidruty” w Operze Leśnej. Sopocki hipodrom to najnowsza historia Polski w pigułce.

Nasze dzieje nierozerwalnie związane są z miłością do koni, nie było ponoć lepszej jazdy nad polską, rola konia w polskiej kulturze i tradycji jest ogromna. I to wszystko, polskie obyczaje związane z końmi, widać na tej wystawie. Sopocki hipodrom nie powstał ex nihilo, pod koniec XIX w. na tym terenie Pułk Czarnych Huzarów Cesarstwa Niemieckiego organizował w swoim gronie konne biegi myśliwskie. W 1898 r. dowódca pułku, August von Mackensen, przeistoczył ten teren w powszechnie dostępny hipodrom z trybuną dla widzów. Właśnie tego trzeba było temu miastu, trybuna nie mogła pomieścić wszystkich chętnych. Nic dziwnego, skoro oprócz wyścigów konnych, odbywały się wyścigi psów, strusi, motocykli, a nawet zawody balonowe. Trzeba pamiętać, że Sopot był częścią Wolnego Miasta Gdańska, po wybuchu wojny wyścigów nie zaprzestano, wojna nie była tu tak odczuwana jak na przykład w Warszawie.

Wojna, wojna i po wojnie

W 1945 r. Sopot został włączony do Polski, ludność niemiecką wysiedlono, miasto stało się zupełnie polskie. A polska tradycja to między innymi ziemiaństwo; a ziemiańska tradycja to zamiłowanie do koni. Dlatego hipodrom wznowił działalność, właśnie dzięki pasjonatom związanym z tradycją ziemiańską, osiadłym w mieście. Byli to ludzie od dzieciństwa związani z końmi, ale też z tradycją niepodległościową. – Dlatego władze komunistyczne niechętnym okiem spoglądały na hipodrom, w ich mniemaniu symbol imperializmu. Sopocki hipodrom miał wydźwięk sprzeczny z dominującą ideologią – wyjaśnia Małgorzata Lisiewicz, dyrektor Muzeum Sopotu. „Dominująca ideologia” postanowiła w latach 70. zbudować na jego miejscu węzeł komunikacyjny, a jeszcze lepiej osiedle mieszkaniowe z ciemnymi kuchniami.

Szczęściem, na hipodromie impreza międzynarodowa goniła imprezę. Los i historia zrządziły, że w 1975 r. książę Filip, małżonek królowej Elżbiety, osobiście wystartował na sopockim hipodromie w mistrzostwach Europy w powożeniu zaprzęgami wielokonnymi. – Dzięki tej wizycie dygnitarze partyjni zorientowali się, że hipodrom nobilituje nasz kraj i ich samych, dlatego chętnie towarzyszyli księciu i spojrzeli bardziej przychylnie na obiekt, pojawiły się dotacje – wyjaśnia Małgorzata Lisiewicz.

Na tym wystawa się nie kończy. Ale resztę zobaczą ci, którzy wstąpią do Muzeum Sopotu.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

k.kowalski@rp.pl

Nic nie powstaje z niczego i nie tkwi w próżni, dlatego nie ma przesady w stwierdzeniu, że sopockie molo tkwi w samym centrum historycznych wydarzeń dotyczących Polski. Ten, kto widzi Sopot tylko jako miejsce spacerów po najdłuższym na świecie drewnianym molo i miejsce festiwali piosenkarskich w Operze Leśnej, widzi zdecydowanie za mało.

Sopot jest w czepku urodzony. W 1283 roku książę pomorski Mściwój II podarował tę małą wioskę rybacką oliwskim cystersom, a ci już umieli o nią zadbać przez prawie 500 lat. Wieśniacy żyli dostatnio jak na średniowieczne standardy, ci z klasztornej wioski rolę uprawiali lepiej niż inni, nauczeni przez zakonników lepiej budowali, lepiej organizowali połowy, Pomorze brało z nich przykład. A bogaci gdańscy patrycjusze – od połowy XVI wieku – a także kupcy i dyplomaci z innych państw, lokowali w Sopocie letnie rezydencje.

Pozostało 86% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej