Będziemy słyszeć o wstawaniu z kolan i – proszę się nie śmiać – skutecznej polityce historycznej. Radio będzie głosić wielkie sukcesy w ściąganiu inwestorów zagranicznych, co udawało się jakimś cudem przy bezkompromisowej ochronie polskich przedsiębiorstw i promocji gospodarczego patriotyzmu. Internet będzie zaś kipiał od komentarzy chwalących szybki wzrost PKB, wyższe pensje, nieprzebraną liczbę nowych mieszkań, rozsądne zmiany podatkowe, obniżenie wieku emerytalnego, zakaz handlu w niedzielę oraz – a jakże – skuteczną walkę ze smogiem. Lista zasług i obietnic spełnionych przez obecny rząd nie będzie miała końca, a jej zawartość krytycznie oceni każdy wyborca, punkt po punkcie.

O jednym z tych punktów piszemy w „Życiu Regionów” już dziś. Kiedy startował program Rodzina 500+, słychać było wielu jego krytyków. Po niemal dwóch latach działania widać jednak przede wszystkim jego dobre efekty. W ubiegłym roku urodziło się ponad 400 tys. dzieci, 15 tys. więcej niż rok wcześniej. Co ciekawe, przybyło urodzin drugiego i kolejnych dzieci, a mniej rodziców zdecydowało się na pierwszą pociechę. 500 zł od rządu to część, czasem niewielka, pomocy, na jaką mogą liczyć rodzice. Samorządowcy jak Polska długa i szeroka dopłacają do żłobków, przedszkoli, opieki niani. Wydają karty dużej rodziny, bony wychowawcze i opiekuńcze, tworzą nawet specjalne strefy demograficzne. Nic, tylko rodzić dzieci („500+ to nie wszystko”).

Czy dzieci, które dziś się rodzą, będą w ogóle czytały książki? Przypominamy przecież od czasu do czasu, w jak opłakanym stanie jest czytelnictwo w Polsce. I jak boleśnie nie ma pomysłu, w jaki sposób ten stan rzeczy zmienić. Parlamentarzyści nie mogą się dogadać nawet ws. jednolitej ceny książek, która zresztą moim zdaniem nie załatwi sprawy. Trudno zmusić kogoś, żeby więcej płacił za książki. Jeszcze trudniej nakłonić, żeby je czytał. Ale okazuje się, że nawet tu dobry pomysł może zrodzić dobre rzeczy. Coraz więcej osób zwiedza polskie miasta szlakami pisarzy i ich dzieł. Zjawisko to nabiera impetu nie tylko w największych metropoliach, jak Warszawa, Kraków, Trójmiasto. Z kryminałem w ręku można spacerować po Wrocławiu czy Lublinie. Może jest więc nadzieja dla książek w Polsce? („Rozdział pierwszy. Słychać kroki”).

Dobre rzeczy napotkać można również tam, gdzie się ich raczej nie spodziewamy. Tydzień temu uczestniczyłem w spotkaniu dużej grupy przedsiębiorców z różnych branż, polityków, dziennikarzy. To, że ludzie biznesu potrafią się ze sobą dogadać, choćby różniło ich niemal wszystko, i wspólnie dyskutować z politykami, nie jest jakoś szczególnie niezwykłe. Ale okazało się, że podobna sztuka udaje się dziennikarzom o różnicach poglądów tak ostrych, że nieuważny rozmówca mógłby się skaleczyć. Nawet przy tak rozedrganej debacie publicznej wciąż umiemy ze sobą rozmawiać. To dobra rzecz.

Słyszę już pytanie: w jak nienormalnym kraju musimy żyć, że zdolność do zwykłej rozmowy uznawana jest za coś wyjątkowego? Słyszę i rozumiem. Ale napiszę o tym przy innej okazji.