Iga co śmiga

Tak nazywa się strona w serwisie społecznościowym lekkoatletki Igi Baumgart. I dobrze odnosi się do sezonu 2017 – dla niej przełomowego, w którym z polską sztafetą 4 x 400 m zdobywała medale na najważniejszych imprezach.

Publikacja: 25.01.2018 11:00

Iga Baumgart  z rodzicami, matką Iwoną – trenerką i ojcem Błażejem – dyrektorem BKS Bydgoszcz

Iga Baumgart z rodzicami, matką Iwoną – trenerką i ojcem Błażejem – dyrektorem BKS Bydgoszcz

Foto: materiały prasowe

W gabinecie dyrektora Budowlanego Klubu Sportowego Błażeja Baumgarta wiszą m.in. oprawione numery startowe i zdjęcia z zawodów. To nie tylko efektownie wyglądająca historia sukcesów bydgoskich sportowców. Przyglądając się dłużej, można dostrzec, że to także prezentacja łącząca sport z rodziną i przeszłość z teraźniejszością.

Na samej górze jednej ze ścian numer 460, przydzielony kiedyś przez klub BKS Bydgoszcz Iwonie Tomaszewskiej, która będąc nastolatką, biegała na 400 metrów. – To były inne czasy. Do Bydgoszczy dojeżdżałam autobusem z Koronowa. Jeździł rzadko, średnio co dwie godziny. Treningi były trzy razy w tygodniu, ale tylko raz na bieżni stadionu Zawiszy – wspomina jego właścicielka. Dzisiaj nazywa się Baumgart, jest trenerką biegaczy w BKS, prywatnie żoną dyrektora klubu.

On również pochodzi z podbydgoskiego Koronowa, razem mieszkają tam do dzisiaj, w młodości też uprawiał sport. – Od dziecka żeglarstwo, mam dwa medale mistrzostw Polski w klasie Omega. Zmieniając klasę na inną i przenosząc się do Chojnic, gdzie czekała na mnie nowa łódka, mogłem wystartować w mistrzostwach Europy. Życie potoczyło się inaczej. Do Chojnic nie trafiłem, a krótko po tym poznałem Iwonę. Szybko pojawiły się dzieci, najpierw Iga, rok później Paweł – opowiada Błażej Baumgart. – I to żona namówiła mnie do zaangażowania się w klub. Córka była już jego zawodniczką i w tamtym czasie zaczęła odnosić pierwsze duże sukcesy w kategoriach młodzieżowych .

Niech się odrodzi hokej

Było to w 2005 roku. Najpierw został skarbnikiem i pracy od początku było sporo, zbiegło się to z powstaniem Cywilno-Wojskowego Związku Sportowego Zawisza. – W jego utworzeniu uczestniczyło kilka podmiotów m.in. przedstawiciele miasta Bydgoszczy, wojsko, ja reprezentowałem Budowlany Klub Sportowy – przypomina tamte wydarzenia dyrektor BKS i jednocześnie wiceprezes CWZS Zawisza. – Odpowiadam za organizację i logistykę. Moim zadaniem jest poprawa warunków uprawiania sportu, pozyskanie na to pieniędzy i planowanie wydatków. Chcę, żeby nasi sportowy czuli się tutaj dobrze. Ze względu na żonę i córkę najbliższa jest mi lekka atletyka, ale oczywiście tak samo zależy nam na rozwoju wszystkich sekcji: łucznictwa, piłki ręcznej, hokeja na lodzie i piłki nożnej, w której przez ostatnie lata rozbudowaliśmy ekipy młodzieżowe oraz infrastrukturę. Mam nadzieję, że w najbliższych latach odrodzi się w Bydgoszczy hokej. Mamy zespół w drugiej lidze, który dzięki przychylności prezydenta miasta będzie mógł trenować i grać na otwartym niedawno nowoczesnym lodowisku Torbyd. Mamy grupy młodzieżowe i kilku trenerów, którzy z nimi pracują.

Sebastian Chmara, bydgoszczanin, halowy mistrz świata i Europy w siedmioboju, dzisiaj ekspert telewizyjny i wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, w marcu zeszłego roku w taki sposób skomentował w transmisji złoty bieg kobiecej sztafety 4 x 400 metrów w halowych mistrzostwach Europy: „Pobiegły jak z nut. Gdy biegła Iga, pomyślałem: kiedy ci ten prąd wyłączą i czy ty się zmieścisz wchodząc w łuk”. – To były wielkie emocje, sam dałem się im ponieść. Ten bieg był o tyle szczególny, że Igę znam od wielu lat, często widujemy się w klubie w Bydgoszczy i naprawdę bałem się, że może jej zabraknąć sił w końcówce. Pobiegła świetnie, podobnie jak reszta zawodniczek i skończyło się to złotym medalem – mówi dla „Rz” Chmara. – Ta sztafeta jest na krzywej wznoszącej. Ma mocny podstawowy skład i silne bezpośrednie zaplecze. Można nawet powiedzieć, że o cztery miejsca walczy osiem zawodniczek. To dobrze, bo gwarantuje wysoki poziom, także w przypadku kontuzji i zmian w składzie.

Iga Baumgart, zawodniczka BKS (w klubie i kadrze podopieczna mamy – trenerki Iwony Baumgart), członkini tej reprezentacyjnej sztafety, zdobyła z nią także brązowy medal mistrzostw świata w Londynie, już na otwartym stadionie. – W zeszłym roku było dużo ważnych imprez, nawet nie myślałam, że można pobiec w nich tak dobrze. Cieszę się, że tak się pomyliłam – mówi „Rzeczpospolitej” Iga Baumgart. Indywidualnie sięgnęła też w Białymstoku po mistrzostwo kraju i zwycięstwo w sztafecie na Uniwersjadzie w stolicy Tajwanu Tajpej.

A przecież w tym tak bogatym w medale sezonie mogła w ogóle nie wystąpić.

Nogi nie słuchały głowy

Podjęcia decyzji o zakończeniu kariery była bliska po powrocie z Rio de Janeiro, gdzie w olimpijskim finale polska sztafeta zajęła siódme miejsce. – Nie ma co ukrywać, pierwsze dni po przyjeździe były depresyjne. Pomimo że najpierw wydawało mi się, iż mój występ ze sztafetą w finale był niezły. Jednak indywidualnie sezon 2016 nie był taki, jakbym chciała. Pojawiły się myśli o skończeniu kariery, byłam przygnębiona. Robiłam treningi, ale nie miałam na nie ochoty. Nogi nie chciały słuchać głowy, która była zajęta czymś innym. Zamiast na stadionie, wolałam zamknąć się w domu – przyznaje Iga.

Iwona Baumgart: – Wahała się, nie wiedziała, co ma robić. Przekonywaliśmy ją, żeby nie kończyła, bo sukcesy są jeszcze przed nią. Po rozmowach z lekarzami wiedzieliśmy, że ze względu na jej budowę ciała i predyspozycje, sportowo najlepszy okres będzie mieć pomiędzy 27. a 31. rokiem życia. I tak się stało. W ostatnim sezonie miała 28 lat.

Iga nie zamknęła się w domu. Po powrocie z Rio przepakowała torby i wyjechała do Puław. – Pomogły mi rozmowy z rodzicami, bratem, trenerem i Andrzejem, wówczas narzeczonym, dzisiaj mężem. Jest bramkarzem, wtedy grał w Wiśle Puławy, pojechałam do niego na kilka dni. Gdy on trenował, ja zabijałam nudę samotnymi spacerami po lesie. Z czasem zaczęłam biegać – bez planu treningowego, nie na czas, tak dla siebie. Odpoczęłam od wszystkiego, wyluzowałam, zmieniłam podejście do sportu. Bieganie znów zaczęło sprawiać mi przyjemność. Radość, jaką wtedy czułam, postanowiłam przełożyć na bieżnię.

Wróciła do Bydgoszczy, gdzie czekała na nią mama trener. – Mąż namawiał mnie przez dwa lata. Miałam opory i obawiałam się. Wiedziałam, że to duża odpowiedzialność – twierdzi Iwona Baumgart. – Po ostatnim sezonie oficjalnie jestem trenerem kadry narodowej. Gdy wyjeżdżamy z Igą na zgrupowania reprezentacji, ja pracuję z córką, reszta dziewczyn z Aleksandrem Matusińskim. Całość planu ustalamy i konsultujemy. Są takie elementy treningu, które się pokrywają i wtedy dziewczyny pracują razem. Pod moją nieobecność w Bydgoszczy zajęcia z zawodnikami realizują inni trenerzy BKS.

Były sprzeczki

Iga wspomina, że początki współpracy były różne: – Wtrącałam się, komentowałam. Raz wyglądało to lepiej, innym gorzej. Potrzebowałam czasu, żeby w pełni zaufać mamie trenerowi. Dzisiaj jest inaczej. Mama się mnie nauczyła. Wie, kiedy nieco odpuścić trening, bo jest mi ciężko, kiedy udaję, a kiedy mi się nie chce. Wyniki z zeszłego roku są potwierdzeniem tego, że nasza współpraca układa się dobrze – ocenia Iga. Przyznaje to też jej mama: – Były sprzeczki, ale drobne, większa zdarza się nam średnio raz na rok. Pomagał nam czas, bo im dłużej ze sobą przebywałyśmy na treningach, tym lepiej wyglądało to na zawodach. Czułyśmy, że obok dobrej relacji matka–córka, coraz lepiej rozumiemy się jako trener–zawodnik. Nasze rodzinne życie jest przesiąknięte sportem. Trudno nie rozmawiać w domu o klubowych sprawach, skoro nimi żyjemy na co dzień. Ale zachowujemy umiar. Od kilku lat nie rozmawiamy w domu z Igą o jej wynikach, zawodach i treningach. Chyba że sama zacznie. Dom ma być dla niej miejscem odpoczynku, a nie dodatkowego stresu.

Po okresie przygotowawczym 2017 rok Iga Baumgart rozpoczęła od indywidualnych startów w Spale i kilka dni później w Toruniu. W obydwu wygrała i pobiła swoje rekordy życiowe w hali. – Jak zobaczyłam wynik w Spale, zaczęłam krzyczeć z radości. Później – zawody w Toruniu i kolejny dobry czas. To był punkt zwrotny, potwierdzenie dobrej dyspozycji – przyznaje sprinterka bydgoskiego klubu. Od tamtego czasu, w gabinecie jej taty, dyrektora BKS, ściany zaczęły wypełniać kolejne numery startowe. Jest „brązowy” z Londynu i „złote” z Białegostoku, Belgradu, Tajpej. Ale zostało jeszcze dużo miejsca. ©?

W gabinecie dyrektora Budowlanego Klubu Sportowego Błażeja Baumgarta wiszą m.in. oprawione numery startowe i zdjęcia z zawodów. To nie tylko efektownie wyglądająca historia sukcesów bydgoskich sportowców. Przyglądając się dłużej, można dostrzec, że to także prezentacja łącząca sport z rodziną i przeszłość z teraźniejszością.

Na samej górze jednej ze ścian numer 460, przydzielony kiedyś przez klub BKS Bydgoszcz Iwonie Tomaszewskiej, która będąc nastolatką, biegała na 400 metrów. – To były inne czasy. Do Bydgoszczy dojeżdżałam autobusem z Koronowa. Jeździł rzadko, średnio co dwie godziny. Treningi były trzy razy w tygodniu, ale tylko raz na bieżni stadionu Zawiszy – wspomina jego właścicielka. Dzisiaj nazywa się Baumgart, jest trenerką biegaczy w BKS, prywatnie żoną dyrektora klubu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej