Na kongresie rowerowym Velo-city w Lipsku Daniel Mes z biura Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, powiedział, że w UE dojdzie do „tektonicznego przesunięcia”, jeśli chodzi o traktowanie roweru. Ma być postrzegany jako pełnoprawny środek transportu. To naprawdę jest alternatywa dla samochodu?
Bez wątpienia, szczególnie w miastach. Jest kilka powodów, aby tak sądzić. Ponad połowa przejazdów autem w miastach odbywa się na dystansach poniżej 5 km. Tak jest w zasadzie wszędzie: w Europie, Ameryce Północnej, Australii, Nowej Zelandii. Co więcej, około 30 proc. przejazdów liczy mniej niż 3 km. W większości przypadków autem podróżuje jedna osoba, bez dużego bagażu. Zdecydowana większość tych kierowców jest też fizycznie zdolna do pokonania takiego dystansu rowerem.
Warto podkreślić, że więcej osób nie może prowadzić auta niż roweru. Zamiana części tego krótkodystansowego ruchu samochodowego na ruch rowerowy sprzyja efektywnemu wykorzystaniu przestrzeni w miastach, pozytywnie wpływa na bezpieczeństwo drogowe i środowiska, obniża emisje i hałas. W co bardziej zatłoczonych miastach rower jest też po prostu szybszym środkiem transportu niż samochód.
Żeby rozwijać infrastrukturę rowerową w miastach, trzeba na ogół ograniczać infrastrukturę samochodową. W Polsce budzi to duży opór kierowców, którzy mówią, że w naszym klimacie rower może być co najwyżej sezonowym środkiem transportu. Zimą drogi rowerowe będą puste, a zwężone jezdnie będą się korkowały, co nie sprzyja jakości powietrza. To nie brzmi, jak efektywne wykorzystanie przestrzeni…
W większości miast przestrzeń jest ograniczona. To oznacza, że jeśli chce się zrobić miejsce dla jednego środka transportu, na ogół odbywa się to kosztem miejsca dla innego. Nie widzę jednak powodu, aby infrastruktura rowerowa w Polsce miała być sezonowa. W innych krajach tak nie jest. W Oulu w Finlandii, gdzie jest dużo więcej śniegu niż w polskich miastach, ruch rowerowy zimą jest niewiele mniejszy niż latem. Kluczowe jest to, aby infrastruktura rowerowa była dobrze utrzymana i przejezdna w każdych warunkach. Można czerpać przykłady, jak to robić, z wielu miast w Szwecji, Norwegii, Szwajcarii czy Kanadzie. Sądzę, że popularność jazdy rowerem także w zimie będzie się zwiększała wraz z rosnącą dostępnością rowerów ze wspomaganiem elektrycznym.
Polska wciąż jest krajem na dorobku, gdzie samochód jest postrzegany jako wyznacznik statusu. Nawet prezes banku centralnego mówił niedawno, w kontekście unijnego planu, aby zakazać rejestracji aut spalinowych po 2035 r., że zmuszanie ludzi do rezygnacji z aut to jest cywilizacyjny regres i zamach na ich wolność. Takie kontrowersje są nieuniknione?
Przede wszystkim nie należy ludzi zmuszać do jazdy rowerem, tylko ich do tego zachęcać. Nie bardzo rozumiem, jak wykorzystywanie ważącej 2 tony maszyny do przewożenia ważącego 70 kg człowieka, zużywając przy tym kurczące się zasoby surowców i zanieczyszczając powietrze, a niekiedy też zabijając innych, może uchodzić za osiągnięcie cywilizacyjne. Prawda jest taka, że samochód to skrajnie nieefektywny środek transportu, szczególnie w miastach. Miasta należy projektować tak, aby ułatwiać przemieszczanie się ludzi, a nie samochodów.
Ale nasze miasta już istnieją, nie budujemy ich od zera. Jeśli już władze pozwoliły na rozlanie się miasta, na budowę osiedli bardzo odległych od centrum, jak mogą powiedzieć mieszkającym tam ludziom, że powinni zrezygnować z auta?
W wielu europejskich miastach, które też się rozrosły, a w których nie ma miejsca na to, żeby każdy poruszał się autem, ten problem rozwiązuje się tak, że zapewnia się wszystkim mieszkańcom dostęp do transportu zbiorowego. Nowym zjawiskiem jest budowa szybkich dróg rowerowych, zwanych niekiedy velostradami, które pozwalają na dojazd do miasta z odległości nawet 20–25 km, szczególnie z wykorzystaniem rowerów ze wspomaganiem elektrycznym. Ciekawostką jest to, że od 2 tysięcy lat przeciętny czas, jaki ludzie poświęcają na to, żeby dotrzeć do pracy, praktycznie się nie zmienił. Od starożytności do połowy XIX w. większość ludzi chodziła do pracy, czyli musiała mieszkać w takiej odległości od miejsca pracy, aby dało się ją pokonać pieszo w sensownym czasie. Potem pojawiła się kolej, tramwaje i metro, które umożliwiły ludziom osiedlanie się nieco dalej. Samochód jako masowy środek transportu na dobre pojawił się po II wojnie światowej. I nie skrócił wcale przeciętnego czasu dojazdu do pracy.