Rowerowy boom nad Wisłą trwa w najlepsze, a teraz jednym z motorów napędowych tego trendu staje się rosnące zainteresowanie elektrykami. Dwa kółka wspomagane elektrycznym silnikiem podbijają ścieżki rowerowe w całej Europie. U nas na razie ta moda raczkuje. Wystarczy spojrzeć na statystyki. W Niemczech aż 43 proc. wszystkich sprzedawanych nowych rowerów stanowią elektryki, we Francji – 25 proc., w Hiszpanii – ponad 14 proc. Tymczasem w Polsce to ledwie 6 proc. – Z jednej strony to mało, ale w ciągu dwóch lat dokonaliśmy ogromnego skoku. Od 2020 r. w naszym kraju sprzedaż takich jednośladów wzrosła dwukrotnie – mówi Mateusz Pytko, dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego (PSR).
Dziś jedną z kluczowych barier dla jeszcze większego wzrostu popularności tzw. e-bike’ów stanowi ich cena. W Europie Zachodniej problem ten rozwiązała polityka dofinansowywania zakupu takich pojazdów. W naszym kraju rząd jednak usunął rowery z ustawy o elektromobilności. W tej sytuacji pomoc w zakupie e-rowerów zaczynają brać na siebie samorządy.
Polacy chcą dopłat
Gdynia, jako pierwsze miasto w Polsce zdecydowała się dopłacać mieszkańcom do zakupu e-bike’ów. Projekt, wzorowany na rozwiązaniach stosowanych w Oslo, Barcelonie czy Lizbonie, okazał się strzałem w dziesiątkę. Zainteresowanie zwrotem do 50 proc. wartości zakupu (kwota ta nie mogła przekroczyć 2,5 tys. zł) przerosła oczekiwania. W ramach projektu, na który miasto przeznaczyło 100 tys. zł, zdecydowano się przyjąć 40 wniosków. Napłynęło ich 700. – Pula wyczerpała się w kilka minut po północy w dniu ogłoszenia naboru. To pokazuje głód podobnych inicjatyw u Polaków – podkreśla Pytko.
Marek Łucyk, wiceprezydent Gdyni, uważa, że dotacja jest formą zachęty do zmiany nawyków transportowych. I jak widać, to działa. Badania PSR pokazują, że aż 66 proc. ankietowanych Polaków twierdzi, że e-rowery powinny być objęte dopłatami. Z kolei 62 proc. deklaruje, iż kupiłaby taki pojazd, gdyby cena była niższa dzięki dofinansowaniu.
Czytaj więcej
Polacy przekonują, że w naszym kraju nie ma szans na stworzenie drugiej Kopenhagi czy Amsterdamu. A jednak.