Przeszliśmy tu już długą drogę, jeżeli chodzi o jeżdżenie na rowerach – twierdzi jedna z aktywistek z Amsterdamu, Myriam Corzilius. – Ale wciąż może być znacznie lepiej – dorzuca niezwłocznie.
I wygląda na to, że ma rację. Ledwie kilka tygodni temu ruszył tu pierwszy najprawdopodobniej na świecie piętrowy parking dla rowerów. Inwestycja, ulokowana kilka kroków od głównego dworca kolejowego w Amsterdamie, może pomieścić w przybliżeniu około 2,5 tysiąca jednośladów. – Przy milionie rowerów w mieście to nigdy nie wystarczy – komentuje Corzilius. Ratusz wydaje się być podobnego zdania – pod uruchomioną częścią naziemną trwają już prace nad częścią podziemną.
Inna sprawa, że parking ten ma być ułatwieniem dla podróżnych, którzy opuszczają miasto, a nie mieszkańców, którzy chcieliby gdzieś przypiąć swój jednoślad na godziny spędzone w pracy. Ale i tu obowiązuje ograniczenie: roweru nie można zostawić na dłużej niż dwa tygodnie. Cóż, i to dobre.
Dziedzictwo hipisów
„Rowerowa kultura”, z której słynie Amsterdam, nie zaczęła się wczoraj. Modę na bicykle miał wywołać już blisko dwieście lat temu król Willem II (panował w latach 1840–1849) – władca o niezbyt wielkich osiągnięciach, za to zafascynowany architekturą i techniką. Jego zamiłowanie do niezbyt wygodnego, ale ekscentrycznego w swoich czasach pojazdu podchwycił dwór, a z czasem i niderlandzkie mieszczuchy: w Amsterdamie w XIX w. zaczęły powstawać specjalne szkoły jazdy na rowerach, z osobnymi torami i poduchami dla tych, którym ta sztuka niezbyt wychodziła.
Impetu amsterdamskim cyklistom nadała epoka dzieci kwiatów. Hiperaktywny w latach 60. miejscowy twórca akcji protestu i happeningów Robert Jasper Grootveld wyjątkowo chętnie pozował przy swoim jednośladzie, a jednocześnie nakłaniał innych do używania tych pojazdów. Sekundował mu w tym jeden z najgłośniejszych magazynów tamtych czasów, „Provo”. To na jego łamach ogłoszono „plan białego roweru”. – Uznawszy samochody za diabelskiego bliźniaka tytoniu, „Provo” obwieściło, że Amsterdam powinien zakazać ruchu samochodowego w mieście i udostępnić wszystkim za darmo białe rowery – pisze w swojej biografii niderlandzkiej metropolii Russell Shorto. – Miały być ustawione w różnych punktach miasta i nieprzywiązane łańcuchem. Mieszkańcy wsiadaliby na rower, jechali nim do celu i zostawiali go tam dla następnego użytkownika. Provosi kupili 50 rowerów, pomalowali je na biało i przekazali miastu. Zostały skonfiskowane przez policję – opisuje amerykański historyk, który wiele lat przemieszkał w Amsterdamie.