Bardzo dużo. Zepsutych zostało wiele rzeczy, które teraz trzeba szybko naprawiać. I też jestem zdania, że powinno to być robione w dwóch etapach. Najpierw działania doraźne, a potem docelowe.
Co ma pan na myśli?
Te doraźne to odwrócenie błędnych, szkodliwych zmian, takich jak odebranie samorządom województw wojewódzkich funduszy ochrony środowiska.
To była zupełnie absurdalna decyzja, bo to są jednostki organizacyjne samorządu województwa, które są zarządzane przez administrację centralną.
Druga sprawa to gospodarka wodno-ściekowa. Doprowadzono ją również do absurdu. Wody Polskie to instytucja, która miałaby pewną rację istnienia, gdyby była rozsądnie tworzona. Ale została tak pokierowana, że szkodzi działalności samorządowej na ogromną skalę.
Wodom Polskim powinny być odebrane m.in. uprawnienia do zatwierdzania taryf za dostarczanie wody i odbiór ścieków, bo dziś są one nierozumnie narzucane. Nie uwzględniają rzeczywistości, np. podwyżek cen energii elektrycznej czy płacy minimalnej.
W ten sposób wielki dorobek ponad 30 lat jest na naszych oczach niszczony, bo firmy wodociągowe prowadzone są do upadku. A to od nich przecież zależy m.in. spełnienie norm środowiskowych, budowa kanalizacji sanitarnej i deszczowej, zbiorników retencyjnych. Ale nie mają za co tych zadań realizować, bo nie mają pieniędzy na elementarne inwestycje.
To są przykłady działań doraźnych, a do tego potrzebne są mądre regulacje ustawowe, które będą dostosowywały Polskę do zmian klimatycznych na większą skalę i szybciej niż to, co się dzieje w tej chwili.
Chodzi choćby o energię odnawialną. W Polsce został zamordowany rozwój energetyki wiatrowej zaraz po dojściu PiS do władzy. Później następowały pewne korekty, ale tylko częściowe i niesatysfakcjonujące. Nie ma polityki energetycznej. Nie ma wypracowanych programów. Wszystko jest robione chaotycznie.
Musimy mieć program rozwoju energetyki odnawialnej, bo jest bardzo wiele do zrobienia. Mamy od tego specjalistów. Trzeba tylko umożliwić im wdrażanie takich zmian w życie.
Olgierd Geblewicz: Wybory, po wyborach i przed wyborami
Za nami historyczne wybory. Fakt, że tylu obywateli pokazało, jak ważna jest dla nich Polska, to zarówno powód do wspólnej dumy, jak i wielkie zobowiązanie dla przyszłego rządu premiera Donalda Tuska do rozsądnego prowadzenia naszych wspólnych spraw - pisze Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego.
Co jeszcze?
Kolejna rzecz to opłaty, które są uiszczane przez wszystkie podmioty emitujące CO2. Kupowane są certyfikaty, za co się płaci ogromne pieniądze. I te pieniądze zostały przejedzone, a nie spożytkowane na cele, na które powinny zostać przeznaczone.
Gdyby te pieniądze wydawano prawidłowo, bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji, a teraz to trzeba gwałtownie zmienić. Pieniądze z certyfikatów powinny trafiać tam, gdzie emisję CO2 należy ograniczać, powinny być przeznaczane na inwestycje w sektorze energetycznym.
W samorządach jest ok. 250 przedsiębiorstw energetyki cieplnej, które powinny mieć pieniądze na zmiany w energetyce miejskiej.
Jest pan jednym z senatorów ze Śląska. Będziemy odchodzić od węgla? A może odłożymy to na później?
Bezwzględnie będziemy odchodzić. Węgiel nie ma przyszłości. Wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o tym, że mamy jeszcze węgiel na 200 lat dla naszych elektrowni i nie będziemy odchodzić od tego paliwa, były bardzo szkodliwe. Później przyjęto program, który też nie jest wystarczający.
A prawda jest taka, że w miarę szybko można od węgla odejść. A dlaczego nie bardzo szybko? Mamy przestarzałe elektrownie węglowe i tego nie zmienimy z dnia na dzień. To wymaga lat.
A budowa elektrowni jądrowych trwa co najmniej kilkanaście lat. Nasze elektrownie węglowe są u kresu swojego życia technicznego. Nowy rząd będzie musiał sprostać poważnym wyzwaniom.
Nie boję się o Śląsk, bo nie da się tych kopalń zamknąć z dnia na dzień i przestawić całej energetyki. Z naturalnych powodów to będzie trwało stosunkowo długo.
W tym czasie powinny nastąpić tam przekształcenia techniczne, gospodarcze i społeczne. Śląskie samorządy nie będą hamulcem w tych przemianach, wręcz przeciwnie.
Ponad 20 samorządowców – wójtów, burmistrzów czy prezydentów – dostało się od parlamentu. Komisarzy dla tych miast czy gmin powinien wyznaczyć jeszcze obecny rząd czy już nowy?
Jeżeli prezydent Andrzej Duda powierzyłby misję tworzenia rządu obecnej opozycji, która ma większość w parlamencie, to ten proces by bardzo szybko się zakończył. I wtedy najlepiej by było, aby nowy rząd powołał komisarzy, a nie, żeby musiał po jakimś czasie odwoływać PiS-owskich komisarzy i powoływać swoich.
Jeżeli tak się nie stanie, komisarze zostaną powołani przez PiS. Powinno to stać się szybko, bo takie miasto bez prezydenta, niestety, jest narażone na różne kłopoty. A gdyby doszły jakieś nieprzewidziane sytuacje, to może być naprawdę źle. W obecnym stanie prawnym prezydent, burmistrz, wójt traci mandat natychmiast. Odwoływani są również wszyscy jego zastępcy. W mieście zostaje skarbnik i sekretarz – swoisty kierownik urzędu miasta czy gminy. Ale jego uprawnienia wykonawcze w kontekście miasta są niewystarczające nawet do bieżącego zarządzania. To jest istotna wada prawna.
Naprawienie tej wady to jeden z postulatów ekipy samorządowej w parlamencie. I to dość pilny, bo obowiązujące dziś przepisy są głupie i szkodliwe.
Urzędujący prezydent czy wójt odchodzi w dniu wyborów. Nie ma żadnych powodów, dla których nie należałoby poczekać do pierwszego posiedzenia izby i objęcia mandatu posła czy senatora przez taką osobę, dlatego że dopiero ślubowanie sprawia – iż elekt staje się posłem czy senatorem. I dopiero wtedy powinien tracić mandat w samorządzie.
W tej chwili wybrani do parlamentu samorządowcy są w zawieszeniu. Nie mają wynagrodzenia, nie dostali odprawy, nie mają ubezpieczenia. Są bezrobotni. I tak może być przez miesiąc. To absurdalna sytuacja.