Decentralizacja, na którą zdecydowaliśmy się jeszcze 1990 roku, powiodła się. Władze lokalne okazały się skuteczne w inwestowaniu środków unijnych, przyczyniły się do wzrostu jakości szkolnictwa, przejęły zarządzanie prostymi sprawami życia codziennego od władz centralnych. „Solidarność”, zorganizowana nietypowo jak na związek zawodowy według regionów zamiast branż, dostarczyła kadr rodzącym się władzom. Powołano instytucje profesjonalizujące kadry. Tak budowę i działanie polskich władz lokalnych opisuje Anthony Levitas, profesor Brown University i ekspert od decentralizacji w Europie Środkowo-Wschodniej.
Ta lokalna rewolucja była jednak rewolucją odgórną. Wbrew zaleceniom ekonomistów zajmujących się decentralizacją, kompetencje władz lokalnych i centralnych pozostają mgliście rozgraniczone, a władze lokalne finansowo uzależnione od centralnych. To problem, który uderza boleśnie w kryzysach takich jak dzisiaj, kiedy wpływy z podatków PIT i CIT spadają, a wraz z nimi udziały władz lokalnych w tych podatkach. Podobny dylemat stwarza każda uchwalona przez władze centralne zmiana wysokości PIT i CIT. Innym przykładem jest edukacja. Zarządzanie szkołami podstawowymi jest teoretycznie kompetencją władz lokalnych, ale płace nauczycieli ustalają władze centralne. Przekazują im subwencję na utrzymanie szkół, ale nie jest jasne jakie wydatki ma ona pokrywać. W efekcie nie da się stwierdzić, czy za brak środków odpowiadają zbyt małe centralne wydatki, zły sposób rozdzielania środków, czy złe lokalne zarządzanie.
Ekonomiści od dawna zwracają uwagę na korzyści z decentralizacji. Geoffrey Brennan i, laureat ekonomicznego nobla, James Buchanan w 1980 roku przeformułowali te argumenty, postulując hipotezę lewiatana. Stwierdza ona, że administracja państwowa wykazuje inherentną tendencję do rozrostu. Decentralizacja pozwala obywatelom tę tendencją lepiej kierować. Np. migrując pomiędzy jurysdykcjami, „głosują nogami” nad pożądanym poziomem usług publicznych i podatków. Początkowo hipoteza nie znalazła empirycznego potwierdzenia. Dopiero Jonathan Rodden w 2003 roku pokazał dlaczego. Mianowicie, lokalne bodźce są zaburzane przez transfery od władz centralnych – gdy patrzymy na lokalne dochody bez nich, hipoteza działa. Kiedy władze lokalne ponoszą koszt polityczny stawki i poboru podatku, wyborcy pilnują, aby wydawany był w najefektywniejszy możliwy sposób. Od tego czasu ekonomiści zgromadzili ogromną ilość dowodów empirycznych, że większa lokalna niezależność dochodowa prowadzi do niższych wydatków, niższego zadłużenia i wyższej wydajności sektora publicznego.
Niestety, jakkolwiek wydatki pozostają w Polsce umiarkowanie zdecentralizowane, to dochody są zdecentralizowane tylko w niewielkim stopniu. Grażyna Bukowska i Joanna Siwińska-Gorzelak z Uniwersytetu Warszawskiego pokazały empirycznie, że nawet ta niewielka lokalna autonomia dochodowa poprawia dyscyplinę fiskalną. W kolejnych 30 latach, warto iść dalej w kierunku decentralizacji dochodów.
– Autor jest ekonomistą Forum Obywatelskiego Rozwoju