Ukraina zasilana jest przez stosunkowo niewielką liczbę dużych elektrowni węglowych, gazowych i atomowych. Wspomagają je odnawialne źródła energii oraz elektrownie wodne. Od 2022 r. takie obiekty stały się pożądanymi celami ataków wroga.
Kilka rakiet od blackoutu
Jak podkreśla Joanna Furmaga z Polskiej Zielonej Sieci, organizacji, która od dekady stoi na czele ruchu społecznego Więcej niż Energia, promującego w Polsce energetykę rozproszoną i obywatelską, wspólnoty energetyczne to nie tylko kwestia klimatu, ale też realnej odporności. Dlatego 12 czerwca w Warszawie organizujemy „Gdy stawką jest bezpieczeństwo! – czas na wspólnoty energetyczne i fundusze europejskie”, konferencję z udziałem przedstawicieli rządu. Wojna w Ukrainie pokazała, że system scentralizowany to system „podatny”.
Podatny, gdyż wystarczą zaledwie dwa lub trzy trafienia rakietowe, by natychmiast wyłączyć z niego bardzo dużą moc. Aby zniszczyć setki lub tysiące małych elektrowni, potrzeba dziesiątek tysięcy pocisków. Z tego powodu Rosjanie koncentrują się przede wszystkim na instalacjach generujących prąd, a nie przesyłowych, które już przed wojną były w Ukrainie mocno zdecentralizowane i rozproszone.
Według Wołodymyra Kudryckiego, byłego prezesa ukraińskiej spółki energetycznej Ukrenergo, zdecentralizowana energetyka jest w istocie jedyną możliwą długoterminową odpowiedzią na rosyjskie ataki. „Jedynym sposobem na zbudowanie stabilnego, bezpieczniejszego systemu energetycznego, odpornego na ataki wroga, jest budowa 200 elektrowni o mocy 5 MW każda, zamiast jednej elektrowni o mocy 1000 MW. Decentralizacja musi rozpocząć się od poziomu wytwarzania” – cytował Kudryckiego internetowy biuletyn spółki.
Systemy oparte na odnawialnych źródłach energii (OZE), takie jak fotowoltaika, biogazownie czy turbiny wiatrowe, rozproszone w różnych regionach kraju, tworzą sieć mniejszych jednostek wytwórczych, trudniejszych do wyeliminowania.